We wtorek zakończył się proces Artura Zawiszy, byłego posła oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym ucierpiała rowerzystka, oraz o prowadzenie samochodu bez ważnych uprawnień. "Gazeta Stołeczna" informuje, że został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu, zakaz prowadzenia pojazdów przez dwa lata i 60 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla poszkodowanej.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 25 października 2019 roku, kiedy były poseł Artur Zawisza, prowadząc samochód, potrącił jadącą rowerem pracownicę Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Kobieta z obrażeniami została przewieziona do szpitala. Policja ustaliła, że sprawca był trzeźwy, nie miał jednak uprawnień do kierowania pojazdami. Jeszcze tego samego dnia wieczorem Zawisza znowu prowadził auto i został zatrzymany przez policję do kontroli drogowej.
Były poseł stracił prawo jazdy w 2016 roku za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu. Sąd wydał mu zakaz prowadzenia pojazdów, który wygasł z końcem lipca 2019 roku. Do czasu wypadku nie uzyskał jednak nowych uprawnień, co wiąże się z ponownym zdaniem egzaminu na prawo jazdy.
We wtorek 21 grudnia w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa zakończył się proces w tej sprawie. Wśród czterech stawianych Zawiszy zarzutów było spowodowanie wypadku drogowego oraz trzykrotne kierowanie samochodem mimo cofniętych uprawnień. Jak informuje "Stołeczna", sędzia Agnieszka Prokopowicz skazała go na karę 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata, zakaz prowadzenia pojazdów na okres dwóch lat oraz zadośćuczynienie dla poszkodowanej rowerzystki w wysokości 60 tysięcy złotych. Zawisza będzie musiał też co pół roku informować sąd, jak przebiega jego czas próby, zapłacić grzywnę w wysokości 5 tys. zł oraz 6 tys. zł dla pełnomocniczki poszkodowanej oraz pokryć koszty procesu sądowego.
Wyrok jest nieprawomocny.
"Oskarżony nie uczy się na błędach, lekceważy przepisy i wymaga intensywnego działania resocjalizacyjnego"
- Kierowca nie zauważył dwóch rowerów. Nie zatrzymał się i przewiózł pokrzywdzoną na masce samochodu jeszcze 32 metry. Albo świadczy o kompletnym braku uwagi, albo braku umiejętności do kierowania pojazdem - cytuje uzasadnienie wyroku sędzi Prokopowicz "Stołeczna". - Gdyby oskarżony stosował się do decyzji o cofnięciu uprawnień, nie tylko w tym dniu, ale również w innych, do wypadku by nie doszło. W dniu 15 września 2019 roku najechał w ogrodzenie wspólnoty, w której mieszka. Widywany był w różnych samochodach, nie tylko podczas trzech zdarzeń, których dotyczy akt oskarżenia. Co więcej, toczy się wobec oskarżonego kolejny proces za zdarzenie, do którego miało dojść w 2020 roku. Oznacza to, że oskarżony nie uczy się na swoich błędach, lekceważy przepisy i wymaga intensywnego działania resocjalizacyjnego w tym zakresie - dodała Prokopowicz.
Z relacji gazety wynika, że Zawisza przyznał się do winy, przeprosił, wyraził żal i zadeklarował dobrowolnie poddać się karze. Jego obrońca Mecenas Kazimierz Pawelec podkreślał w mowie końcowej, że Zawisza naruszył zasady bezpieczeństwa, ale "to nie zwalniało z reguł zdrowego rozsądku pani pokrzywdzonej".
Źródło: tvnwarszawa.pl, Gazeta Stołeczna
Źródło zdjęcia głównego: tvn24