- Jak zsumujemy wszystkie osoby, które zginęły w wypadkach drogowych oraz te, które są ranne, czasem bardzo ciężko, to mamy skalę, która jest porównywalna do takich miast, jak mieszkańcy Otwocka czy Ciechanowa – mówił podczas konferencji prasowej Jan Mencwel ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Aktywiści przedstawili postulaty, które mają zwiększyć bezpieczeństwo na polskich drogach, a także zaprezentowali raport "Ofiary prędkości".
Podczas wtorkowej konferencji prasowej aktywiści upominali się o zmiany, których wprowadzenie jest konieczne, aby zwiększyć bezpieczeństwo na polskich drogach.
- Od ponad dwóch lat prowadzimy kampanię "Chodzi o życie", która ma na celu uświadomienie, jak tragiczna jest sytuacja na polskich drogach i poprawę tego stanu rzeczy. Od pierwszego czerwca dwa nasze postulaty wejdą w życie – przypomniał Jan Mencwel, prezes stowarzyszenia.
Jak sprecyzował, chodzi o zmiany dotyczące pierwszeństwa dla pieszych przed zebrami oraz zmiana limitu prędkości w nocy do 50 km/h.
- Ale to jest zdecydowanie za mało. Bardzo nie chcemy, żeby na tym się skończyło, żeby znów zapanowała znieczulica na punkcie tego, jak tragiczna jest sytuacja na polskich drogach, więc dziś przedstawiamy nowe dane, naszym zdaniem wstrząsające, które powinny skłonić polityków do działania – stwierdził Mencwel.
57 miliardów złotych za wypadki
Stwierdził, że jeżeli chodzi o liczbę wypadków na drogach, Polska jest na trzecim miejscu od końca w Unii Europejskiej. - Polskie drogi to drogi śmierci. Gorzej jest tylko w Rumunii i Bułgarii i to się od wielu lat nie zmienia – powiedział.
Jan Mencwel zwrócił również uwagę, że w 88 procentach sprawcami wypadków śmiertelnych na drogach są kierowcy samochodów. – Po trzecie, co jest bardzo ważne, główną przyczyną wypadków jest nadmierna prędkość. Oficjalne dane dotyczące sytuacji na polskich drogach pokazują, że kierowcy przekraczają prędkość w 85 procentach przypadków, na przykład jeżeli w terenie zabudowanym dojeżdżają do przejścia dla pieszych. Nadmierna prędkość, która zabija, to jest problem, którym nikt nie chce się zająć – uznał.
Aktywiści przygotowali raport "Ofiary prędkości". Jak przekazali, rocznie w Polsce rannych w wypadkach drogowych zostaje 40 tysięcy osób. – Jak zsumujemy wszystkie osoby, które zginęły w wypadkach drogowych oraz te, które są ranne, czasem bardzo ciężko, to mamy skalę, która jest porównywalna do takich miast, jak mieszkańcy Otwocka czy Ciechanowa – podał Mencwel.
Z kolei Barbara Jędrzejczyk z MJN przypomniała, że tylko w Warszawie w minionym roku doszło do 641 wypadków i kolizji, podczas których zginęły 44 osoby, a 68 zostało ciężko rannych. - Chcemy zwrócić uwagę na koszty materialne i niematerialne wypadków drogowych – powiedziała.
Dodała, że jeżeli chodzi o koszty materialne, to w 2018 roku było to 57 miliardów złotych. Jak czytamy w raporcie, mowa o średnio 2,4 miliona złotych w przypadku ofiary śmiertelnej i o 3,3 miliona złotych w przypadku ofiary ciężko rannej i 48,2 tysiącach złotych u ofiary lekko rannej.
Wspomniała również o kosztach gospodarczych wypadków drogowych. - Są to koszty infrastruktury, która została zniszczona, koszty rozbitych pojazdów oraz budynków, które zostały uszkodzone podczas wypadków. Są to koszty akcji ratunkowej, koszty rehabilitacji oraz koszty socjalne, renty – wyliczała.
Najważniejsze jednak - jak przekonują aktywiści - są koszty niematerialne. "Nigdy nie będziemy w stanie oszacować bólu, cierpienia i pogorszenia się jakości życia ofiar oraz ich bliskich" – piszą w raporcie.
Opisali dramatyczne historie
W dokumencie można przeczytać historię Tomka, który wracał z pracy. Jechał z dozwoloną prędkością, kiedy z ulicy podporządkowanej wjechała w niego samochodem kobieta. Prawdopodobnie uderzył głową w słup. Miał wtedy 30 lat. Aktywiści opisali dramat Karoliny, która w piątym miesiącu ciąży miała wypadek na autostradzie. Jej mąż zginął. Córka urodziła się z wagą 900 gramów. Oraz tragedię Rafała, pieszego którego potrącił samochód – zmiażdżył mu nogi.
- Dlatego pytamy, ile potrzeba jeszcze podobnych tragedii, żeby coś się zmieniło – zaznaczyła Marta Zdanowska z MJN.
Co postulują aktywiści?
- Sprawne państwo dba o zdrowie i życie swoich obywateli, dlatego musi przeciwdziałać przestępstwom drogowym poprzez odpowiednie rozwiązania prawne i wykorzystując nowoczesne technologie – mówił Kuba Czajkowski z MJN.
Dodał, że aktywiści mają trzy postulaty, które szybko można wprowadzić w życie. To po pierwsze, zwaloryzowanie mandatów drogowych, ponieważ, jak przypomnieli aktywiści, taryfikator mandatów drogowych nie wzrósł od blisko 25 lat. - Kiedy go ustanawiano, średnie wynagrodzenie wynosiło około 1100 zł, a prezydentem RP był Aleksander Kwaśniewski. Obecnie mandaty nie spełniają funkcji wychowawczej – stwierdził.
Z badania przeprowadzonego przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego wynika, że aż 82 procent Polaków popiera wprowadzenie surowszych kar za przekraczanie prędkości.
Po drugie, według aktywistów, konieczne jest "zapewnienie prawdziwej egzekucji przepisów. Egzekucja mandatów za wykroczenie drogowe poprzez system CANARD, policję oraz inne uprawnione służby powinna być prowadzona w uproszczonym postępowaniu administracyjnym". Po trzecie, zdaniem MJN, ubezpieczyciele powinni mieć udział w finansowaniu leczenia ofiar wypadków drogowych.
- Obowiązkowa składka na rzecz NFZ w ramach OC będzie bardzo silnym czynnikiem motywującym dla towarzystw ubezpieczeniowych, by wymagały od swoich klientów bezpiecznej jazdy. Stawki obowiązkowego ubezpieczenia OC będą ściśle powiązane z liczbą punktów karnych i popełnionych wykroczeń drogowych. Nie liczy się tylko wysokość kary – która musi być oczywiście zwaloryzowana – ale również jej nieuchronność. Podobne rozwiązania funkcjonują już w wielu innych państwach europejskich – stwierdzili aktywiści.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPP Ostrów Mazowiecka (zdjęcie ilustracyjne)