Drogowcy otworzyli nową jezdnię ulicy Kasprowicza między Oczapowskiego, a Przy Agorze. Można powiedzieć, że piesi i kierowcy nic sobie z tego nie robią. Chodzą i jeżdżą po staremu - po przejściach, których już nie ma i pod prąd.
- Dobrze, że w niedzielę ruch jest niewielki. W poniedziałek będzie tu naprawdę "wesoło" - mówi reporter tvnwarszawa.pl Lech Marcinczak, który od rana obserwował to, co dzieje się w rejonie stacji metra Wawrzyszew.
Na pamięć i pod prąd
A dzieje się sporo, bo problemy z dostosowaniem się do nowej organizacji ruchu mają tu i piesi, i kierowcy. Zamieszanie trwa w najlepsze przy północnym wyjściu ze stacji, na wysokości skrzyżowania Kasprowicza z osiedlową uliczką Wergiliusza. Wyjeżdżający z niej kierowcy, do tej pory trafiali na jednojezdniową, dwukierunkową ulicę Kasprowicza. Mogli więc skręcać w prawo lub w lewo.
Teraz mogą jechać tylko w prawo, bo jezdnia jest już jednokierunkowa. Tyle teoria. W praktyce co kilka minut na skrzyżowaniu pojawia się kierowca, który "na pamięć" skręca w lewo i jedzie w kierunku Młocin pod prąd. - Zdarzają się nawet tacy, którzy przeklinają i trąbią na kierowców jadących prawidłowo, wprost na nich - relacjonuje Marcinczak.
Ci, którzy orientują się w sytuacji, zaczynają szukać dróg ucieczki. Szkoły są różne. Jedni jadą po chodniku, inny zawracają na środku jezdni lub salwują się ucieczką w kolejną przecznicę albo zawrotkę.
Z tą ostatnią problemy mają też ci kierowcy, którzy od strony Żoliborza jadą już nową jezdnią Kasprowicza. Mijając stację orientują się, że minęli też przecznicę, w którą chcieli skręcić. Zamiast zawrócić na najbliższych światłach, skręcają w nową zawrotkę, pod prąd, choć profil krawężnika dość wyraźnie wskazuje, że wjeżdżają w ulicę jednokierunkową.
Przejście, którego nie ma
Nie tylko kierowy zachowują się tak, jakby w tym miejscu wciąż trwała tymczasowa organizacja ruchu. Problem z dostosowaniem się do przepisów mają też piesi. - Ci, którzy wychodzą ze stacji metra i chcą przejść przez Kasprowicza w kierunku bazaru, wchodzą wprost po koła samochodów - mówi Marcinczak.
Wszystko dlatego, że do tej pory przejście dla pieszych było właśnie w tym miejscu - po tej samej stronie ulicy Wergiliusza, co stacja metra, bazar i ciągnący się wzdłuż ulic Dantego chodnik w głąb osiedla. Drogowcy uznali jednak najwyraźniej, że od wygody pieszych ważniejsza jest wygoda kierowców wyjeżdżających z Wergiliusza. I przejście przenieśli kilkanaście metrów dalej. By pozostać w zgodzie z przepisami, piesi musieliby teraz nadłożyć drogi i dwa razy stać na światłach: najpierw przejść przez jezdnię Kasprowicza, a potem przez Wergiliusza.
- Dziękujemy projektantowi za pomysłowość i kreatywność! Idę o zakład, że przechodzący będą sobie skracali drogę do chodnika przechodząc po prostu w starym miejscu, tuż przy wyjściu ze stacji - pisze na forum tvnwarszawa.pl Kris.
"Oznakowanie jest prawidłowe"
- Na razie nie mieliśmy zgłoszeń z tego miejsca, ale na pewno to sprawdzimy - mówi Anna Kędzierzawska ze stołecznej policji.
- My też sprawdzimy, z czego bierze się zamieszanie - zapewnił Adam Sobieraj z Zarządu Dróg Miejskich. A już po godzinie zadzwonił do redakcji, by potwierdzić: - Sprawdziliśmy oznakowanie, jest prawidłowe. Nikt nie zdjął nakazu skrętu w prawo na przykład dla żartu, wszystko jest zgodne z projektem. Jedyne, co możemy zrobić, to zaapelować do kierowców, by patrzyli na znaki.
Pytany o zebrę stwierdził, że w poniedziałek sprawdzi, jakie argumenty zadecydowały o tym, że piesi muszą nadkładać drogi.
roody