"Rzeźba Dariusza Kowalskiego opuszcza dziś Pragę. Granitowe spojrzenie stanęło tutaj w 2023 roku na zlecenie pewnego lokalnego polityka dzień przed ciszą wyborczą i miało udawać pomnik. A dzisiaj… no cóż… żegnamy reklamy… Niestety - nie za darmo…" - napisała w poniedziałek na grupie "Mieszkamy na Pradze Północ" na Facebooku Anna Tomaszewska, wiceburmistrzyni Pragi Północ.
Dlaczego rzeźba zniknęła z postumentu na placu Wileńskim? - To była rzeźba tymczasowa - wskazuje pełniący obowiązki rzecznik prasowy Pragi Północ Julian Rembelski. - Okres wypożyczenia minął i zgodnie z umową byliśmy zobligowani do tego, aby przetransportować tę rzeźbę w miejsce wskazane przez jej autora - wyjaśnia. Dodaje też, że koszt transportu ponosił urząd dzielnicy.
Miał być pomnik, pojawiła się rzeźba
Przypomnijmy: "Granitowe Spojrzenie" pojawiło się na Pradze Północ w kwietniu tego roku. To rzeźba Dariusza Kowalskiego, przedstawiająca głowę, przeciętą falującymi płytami. Na jej powierzchni, z tyłu i po bokach, znajdują się ciemne kubiki. Monument stanął na placu Wileńskim niespodziewanie, w przededniu wyborów samorządowych. Ówczesny wiceburmistrz Pragi Północ i prezes stowarzyszenia Kocham Pragę Jacek Wachowicz przyznawał, że stało się to z jego inicjatywy.
- To miejsce od kilku lat czeka na wybudowanie pomnika ofiar Rzezi Pragi. Choć mamy zarezerwowane pieniądze na konkurs architektoniczny i budowę, to Rada Warszawy od lat wstrzymuje decyzję. Stąd taki ruch - tłumaczył wiceburmistrz. Zapewniał także, że rzeźba została użyczona nieodpłatnie przez autora na pół roku. Jedynym kosztem dla dzielnicy miał być jej transport.
Postument, na którym stanęła rzeźba, czekał na placu Wileńskim na przywrócenie, przesuniętego o kilkadziesiąt metrów względem pierwotnej lokalizacji, pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni. Po zbudowaniu stacji metra pomnik "czterech śpiących", jak zwyczajowo mówili o nim warszawiacy, miał wrócić - taką kontrowersyjną decyzję podjęła ówczesna Rada Warszawy. Potem jednak radni zmienili zdanie, dodatkowo w życie weszła ustawa dekomunizacyjna, która nakazywała usunięcie z przestrzeni publicznej nazw i obiektów chwalących komunizm.
Wkrótce w dzielnicy pojawił się pomysł upamiętnienia w tym miejscu ofiar Rzezi Pragi z 1794 roku, dlatego na postumencie umieszczono napis "Ofiarom Rzezi Pragi", a obok wyrosło sześć gablot z planszami edukacyjnymi i rycinami. Rzeźba sprowadzona w to miejsce nie miała jednak bezpośredniego związku z wydarzeniami insurekcji kościuszkowskiej. Między innymi dlatego inicjatywa Wachowicza nie podobała się ratuszowi.
Rzeczniczka ratusza Monika Beuth oceniła wówczas, że dzielnica próbowała ominąć kompetencje Rady Warszawy. - Sytuację z placu Wileńskiego odbieramy jako nadużycie, ponieważ dzielnica opisywała swoje zamierzenie jako czasową wystawę rzeźby, tymczasem pod hasłem wystawy czasowej faktycznie stawia pomnik - komentowała. Wytykała także praskim władzom to, że napis na cokole został uprzednio zrealizowany bez odpowiednich zgód i "nadaje rzeźbie zupełnie inny kontekst". - Dla postronnego odbiorcy z neutralnego obiektu artystycznego staje się pomnikiem - dodała.
Autorka/Autor: kk/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl