Wyrok za śmiertelne potrącenie rodziny na rowerach. "Nie ma takiej kary, która zwróci życie ofiarom"

Wyrok w sprawie wypadku w Sitnem
Sąd skazał Kamila B. na cztery lata więzienia
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl

Cztery lata więzienia i dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów dla Kamila B. Taki wyrok wydał w piątek Sąd Rejonowy w Wołominie w sprawie tragicznego wypadku sprzed półtora roku.

Kamilowi B. groziło od pół roku do ośmiu lat więzienia. Sąd uznał, że oskarżony nie zasługuje, by karać go aż tak surowo. Sędzia Agnieszka Bus-Masłosz zdecydowała, że odpowiednią karą będą cztery lata więzienia oraz dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów. Oskarżony będzie też musiał zapłacić 50 tys. złotych zadośćuczynienia.

- Sad wziął pod uwagę, że to Kamil B. jako pierwszy udzielał pomocy pokrzywdzonym oraz to, jaką ma opinię. - Nie został odrzucony przez społeczeństwo, co pokazuje, że tego nie chciał. Będzie ponosił tego konsekwencje do końca życia - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia. - Nie ma takiej kary, która zwróci życie ofiarom, ale sąd zwrócił uwagę , jak oskarżony zachowywał się przed i po wypadku. Jako okoliczności obciążające sąd wziął pod uwagę, ze był strażakiem ochotnikiem i powinien wiedzieć, do jakich skutków prowadzi przekraczanie prędkości - podkreśliła sędzia.

Znacznie przekroczona prędkość

Proces w tej sprawie rozpoczął się pod koniec listopada 2018 roku.

Prokuratura oskarżyła Kamila B. o to, że w kwietniu 2018 roku, jadąc blisko 100 km/h w terenie zabudowanym, doprowadził do tragicznego wypadku. Uderzył w rodzinę, która wracała z wycieczki rowerowej z pobliskiej wsi, od dziadków.

43-letnia Małgorzata i jej 6-letnia córka Ania zginęły na miejscu. Starsza dziewczynka - 8-letnia Lena - zmarła kilka godzin później w Centrum Zdrowia Dziecka.

Przeżył tylko ojciec, ale do dziś nie odzyskał pełnej sprawności. Podczas toczącego się od blisko roku procesu, na sali sądowej pojawił się tylko raz - w październiku. Jego zeznania zostały utajnione, nie był w stanie mówić o tragicznym wypadku, patrząc Kamilowi B. w oczy.

Zjechał na pobocze, uderzył w drzewo, później w rodzinę

Żadna ze stron podczas całego postępowania nie negowała, że to Kamil B. siedział za kierownicą bordowego auta, które z dużą prędkością wyjechało z łuku, że stracił panowanie nad samochodem, że zjechał na pobocze; że uderzył w drzewo, a później w rowerzystów.

Prokurator Krzysztof Burzyński podczas swojej mowy końcowej zawnioskował o najwyższą możliwą karę dla B., czyli osiem lat więzienia, 15 lat zakazu prowadzenia pojazdów oraz 50 tysięcy nawiązki dla rodziny.

Takiej samej kary dla oskarżonego chciał pełnomocnik rodziny - mecenas Daniel Szeliga.

Z kolei obrońca oskarżonego, mecenas Andrzej Różyk, złożył wniosek o wymierzenie Kamilowi B. kary dwóch lat pozbawienia wolności i nawiązki na rzecz poszkodowanego.

Adwokat zwrócił uwagę, że oskarżony przyznał się do winy, żałuje tego, co zrobił i ma świadomość, że musi ponieść konsekwencje swojego zachowania. Przypomniał, jak zachował się zaraz po wypadku, kiedy wyszedł z leżącego jeszcze na dachu auta i zaczął reanimację.

Czytaj także: