Dwa martwe psy i cztery żywe, choć w bardzo złym stanie, odkryli obrońcy zwierząt w jednym z domów w Tarczynie. - Piwnica wyglądała jak sala tortur z wiszącą szubienicą, na ścianach widać było rozbryzganą krew, a dookoła zagłodzone i martwe psy - opisuje swoją interwencję towarzystwo Animals. Policja wszczęła postępowanie wobec 67-letniej właścicielki zwierząt, ale szybko musiała je umorzyć, bo kobieta zmarła.
Do interwencji w jednym z domów przy ulicy Ogrodowej w Tarczynie doszło w sobotę. Najpierw na miejscu pojawiła się Fundacja Zwierzokracja. Jej wolontariusze mieli zaopiekować się kotem należącym do starszej kobiety, która tego dnia trafiła do szpitala. Okazało się jednak, że znajduje się tam więcej zwierząt. "Były tam trzy wygłodniałe psy, w fatalnym stanie. Posesja przypominała jedno wielkie śmietnisko, pełne niebezpiecznych przedmiotów, odchodów zwierząt, etc" - opisuje fundacja na Facebooku.
Na miejsce zostali wezwani strażacy, którzy przecięli łańcuch spinający bramę wjazdową i tym samym umożliwili wolontariuszom wejście na teren posesji. Przyjechali też inspektorzy ze stołecznego oddziału Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals. "Żadne słowa nie były w stanie opisać tego w jakich warunkach były przetrzymywane zwierzęta. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania znaleźliśmy zwłoki młodego psa w typie owczarka niemieckiego. Pies był zagłodzony. Smród padliny, odchodów na miejscu był nie do wytrzymania. Ściany zamiast farby pokrywała krew. Była dosłownie wszędzie!" - relacjonują inspektorzy na Facebooku.
Wolontariusze: zwłoki leżały pod wiszącymi z sufitu sznurami, które wyglądały jak szubienice
Już wtedy spodziewali się, że w domu muszą znajdować się jeszcze inne zwłoki, bo - jak zaznaczyli - smród czuć było w każdym pomieszczeniu. Nie mylili się - kolejne truchło odnaleźli w piwnicy. "Po zejściu do piwnicy doznaliśmy szoku. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na filmowym planie najgorszego i dobrze przemyślanego horroru. Zwłoki kolejnego zagłodzonego psa leżały pod wiszącymi z sufitu sznurami, które wyglądały jak szubienice. Krew była wszędzie, na ścianach, podłodze" - czytamy w dalszej części wpisu.
Aktywiści twierdzą, że znaleźli też w workach kości zwierząt niewiadomego pochodzenia. "Wyglądało to tak, jakby właścicielka urządziła sobie w piwnicy istną salę tortur lub salę do przeprowadzenia uboju rytualnego sądząc po ilości krwi" - podaje OTOZ. I pyta: "Gdzie były służby, gdzie byli sąsiedzi?! Dom właścicielki znajdował się kilka metrów od domu burmistrza. Władze wiedziały, że kobiecie już kiedyś zostały odebrane zwierzęta. Co więcej, kilka dni wcześniej, z tego samego miejsca, zostały odebrane 2 psy do niesławnego schroniska w Wągrodnie".
Policja: kontrole nie wykazały nieprawidłowości
- Fundacja zabrała z posesji cztery psy żywe. Na miejscu znaleziono też dwa martwe - potwierdza rzecznik piaseczyńskiej komendy Jarosław Sawicki. - Truchła odnalezionych psów zostały skierowane na sekcję. Oczekujemy na wyniki, bo z pewnością to one wskażą więcej, co mogło się tam stać - dodaje.
Sawicki przyznaje, że w dużej mierze oddają to już zdjęcia wykonane na miejscu zdarzenia, które aktywiści opublikowali w mediach społecznościowych: - To są zdjęcia bardzo drastyczne i na pewno nie świadczą one o tym, że te zwierzęta żyły w warunkach dobrych, wręcz przeciwnie - żyły w warunkach fatalnych.
Policja sprawdziła, czy i jakie interwencje były wykonywane wcześniej wobec właścicielki zwierząt. - Przez ostatnie trzy lata do policjantów w Tarczynie nie wpłynęły żadne zgłoszenia dotyczące tego adresu. Jednak w tym roku w połowie lutego pani dzielnicowa kontrolowała tę posesję i w jej ocenie te psy nie były zagłodzone, ale miała pewne zastrzeżenia. Właścicielka, która mieszkała pod innym adresem, zapewniała, że psy są regularnie karmione i szczepione. Potwierdzili to również sąsiad, który miał widzieć, że ta pani przyjeżdża na miejsce i dba o zwierzęta, jak i weterynarz, który przekazał, że psy były szczepione - mówi Sawicki.
Dodaje, że w ostatnim czasie inspekcja weterynaryjna kontrolowała też inny adres w Tarczynie należący do tej kobiety. - Ta kontrola również nie zakończyła się żadną formą nagany czy upomnienia, choć inspektor weterynaryjny zgłosił, że nie został wpuszczony do mieszkania i czuł fetor. Zwierzaki zostały mu jednak pokazane w drzwiach i nie widział żadnych nieprawidłowości - zastrzega policjant.
Postępowanie zostało umorzone
Inspektorka z Towarzystwa Ochrony Zwierząt złożyła na policję zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Postępowanie zostało wstępnie zakwalifikowanie jako znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad zwierzętami, po czym sprawa została umorzona. - We wtorek 67-letnia właścicielka zwierząt zmarła w szpitalu, więc postępowanie zostanie umorzone - informuje rzecznik piaseczyńskiej komendy. Policja jednak i tak sprawdzi, jaka była przyczyna śmierci zwierząt.
Sawicki apeluje przy okazji, aby nie być obojętnym na krzywdę innych - zarówno ludzi, jak i zwierząt: - Jeśli widzimy, że dzieje się coś złego - reagujmy. Każde takie działanie może zapobiec sytuacjom, takim jak ta w Tarczynie.
Pytanie w tej sprawie próbowaliśmy zadać również burmistrz gminy Tarczyn Barbarze Galicz, jednak nie znalazła dla nas we wtorek czasu.
Czarna, Tasza, Dolly i Mia
Czwórka ocalałych psów trafiła pod skrzydła OTOZ. To Czarna, Tasza, Dolly i Mia. Inspektorzy określili stan psychiczny i fizyczny suczek jako "fatalny". "Psy są wychudzone, odwodnione. Jeden jest niewidomy, kolejny z fatalnymi wyłysieniami pokrywającymi przynajmniej 70 proc. jego ciała. Jedna suczka została na noc w szpitaliku, jest skrajnie odwodniona. Weterynarze stwierdzili, że to cud, że przeżyła" - podają wolontariusze.
Oceniają, że leczenie zwierząt będzie długie i kosztowne, więc zorganizowali zrzutkę. Na cel wyznaczono 38 tysięcy i w ciągu dwóch dni udało zebrać się prawie całość potrzebnej kwoty.
Na tvn24.pl opisywaliśmy też interwencje w schronisku w Radysach:
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: OTOZ Animals Inspektorat Warszawa, Facebook