Zaryglował bramkę Legii

fot. A. Polak/Legia.com
fot. A. Polak/Legia.com
Legię w Poznaniu uratował Duszan Kuciak. Słowacki bramkarz jest niepokonany w lidze od 465 minut. Sam przyznaje, że lubi grać pod presją. Znalazł się więc w odpowiednim miejscu dla siebie. Niewiele jednak brakowało, że przy Łazienkowskiej w ogóle by nie zagrał.

- Słowa uznania należą się bramkarzowi Legii. Bronił doskonale w wielu sytuacjach - po szlagierze w Poznaniu opiekun Lecha Jose Bakero był zły na bezbramkowy remis, ale docenił postawę bramkarza Legii.

Przy Bułgarskiej Duszan Kuciak nie miał wiele pracy, bo tak naprawdę celnych strzałów było w niedzielę jak na lekarstwo. Tradycyjnie był pewny i zwinny jak kot przy dośrodkowaniach, ale przede wszystkim wybronił strzał z woleja Artioma Rudneva w samej końcówce spotkania, gdy kibice Lecha widzieli już piłkę w siatce.

- Nie czuję się bohaterem - przyznał skromnie.

Lubi stres

Dominujący w Poznaniu lechici bili głową w mur. Gdy już wydawało się, że go skruszą, to wtedy na ich drodze wyrastał wielki, mierzący 194 cm wzrostu Słowak. Gibki i dopingowany przez stres.

- Lubię grać pod presją. Chcę, abyśmy wygrywali każdy kolejny mecz - mówił w niedawnym wywiadzie dla oficjalnej strony Legii. CZYTAJ CAŁY WYWIAD LEGIA.COM Z KUCIAKIEM

Po raz pierwszy udowodnił, że nie zna słowa "stres" 25 sierpnia w Moskwie. Wtedy zadebiutował w nowych w barwach. Trener Maciej Skorża rzucił go od razu na głęboką wodę, bo w meczu ze Spartakiem w Lidze Europejskiej. Kuciak nie zawiódł. Legia wygrała 3:2, a jej bramkarz był jednym z bohaterów.

Goni Muchę

Słowak gola nie wpuścił. Tak samo jak w czterech innych ligowych występach. Biorąc pod uwagę wyłącznie mecze na krajowym podwórku i w europejskich pucharach stanu sieci swojej bramki nie sprawdzał od 462 minut.

Jego bilans na polskich boiskach jest o trzy minuty lepszy. Ostatni raz w Ekstraklasie sposób na niego znalazł napastnik warszawskiej Polonii Edgar Cani. Było to 18 września, czyli dokładnie 465 ligowych minut temu.

Wprawdzie wynik 26-latka z Żyliny jest wciąż gorszy od najnowszego osiągnięcia Victora Valdesa (787 minuty) z Barcelony, ale i tak budzi szacunek. Zwłaszcza, że Kuciak wkrótce może poprawić rekord swojego rodaka Jana Muchy, z polecenia którego wylądował przy Łazienkowskiej.

Gdy Mucha strzegł bramki warszawskiego klubu nie dał się pokonać w 2007 r. przez 634 minuty.

Posądzony o korupcję

Za nim już nikt przy Łazienkowskiej nie tęskni, bo Legia od sierpnia ma Kuciaka. Ten na kilka lat może zadomowić się miedzy słupkami warszawskiego klubu.

Legia nie wydała na niego ani złotówki, ale kosztował za to sporo nerwów. Niewiele brakowało, żeby w stolicy jednak nie zagrał.

Jego poprzedni pracodawca rumuński klub FC Vaslui nie chciał go puścić do Legii, bo uważał, że Duszan wciąż jest jego piłkarzem. Słowak i warszawscy byli innego zdania. Rumuni winni byli Kuciakowi ok. 250 tys. euro, więc oddano sprawę pod arbitraż UEFA.

Wygrał bramkarz i Legia. Później ktoś w Rumunii próbował mu uprzykrzyć życie. Kuciaka wymieniano wśród piłkarzy, którzy mieli wcześniej brać udział w sprzedanym meczu z Glorią Buzau.

Bramkarzowi nic nie udowodniono. - Te informacje wyszły od właściciela klubu - mówił później zainteresowany.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TVN24.PL

tvn24//twis

Czytaj także: