Zliberalizowana niedawno ustawa o ochronie przyrody zbiera żniwo. Do naszej redakcji wciąż napływają sygnały o wycinkach drzew. Zapytaliśmy wiceprezydenta Warszawy odpowiedzialnego za ochronę środowiska, czy miasto może powstrzymać ten proceder. Odpowiedzi nie napawają optymizmem.
Park Rydza-Śmigłego, ulice Stalowa i Kartograficzna – tylko we wtorek dostaliśmy sygnały o drzewach ścinanych w trzech dzielnicach. Skala zjawiska jest coraz większa i nie sposób nie wiązać jej ze zmianą zapisów ustawy, które weszły w życie 1 stycznia.
Zgodnie z nimi prywatny właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej posesji, bez względu na jego obwód, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą. Zezwolenie nie jest też wymagane, kiedy drzewa i krzewy usuwane są w przypadku przywracania nieużytków na cele rolnicze.
O skutki zmiany prawa rozmawialiśmy z wiceprezydentem stolicy Michałem Olszewskim.
Czy można coś zrobić, żeby zatrzymać wycinki? Tak, zmienić ustawę, żeby konieczne było wydawanie pozwoleń na wycinanie drzew przez samorządy. Chętnie zaapelowałbym o to do tych posłów, którzy podpisali się pod tą, która weszła w życie 1 stycznia.
Wnioskowałem w sierpniu do ministra środowiska Jana Szyszki, by samorządy mogły regulować sprawę wycinki. A nowa ustawa nie dała nam uprawnień tylko pozabierała. Teraz jest taka sytuacja, że bez znaczenia, jaki jest obwód, czy drzewo jest zdrowe – można je wyciąć, jeżeli jest to teren prywatny. Czy urząd może powstrzymać deweloperów? Możemy ich grzecznie prosić, prośba jednak nie jest instrumentem skutecznym w przypadku ochrony przyrody. Jak mogą pomóc warszawiacy? Zgłaszając nam takie przypadki. Możemy tworzyć bazę takich miejsc. Jak dostawaliśmy takie zgłoszenia przed wejściem w życie ustawy, to wysyłaliśmy patrol i byliśmy w stanie kogoś ukarać. Nie znam przypadku złapania kogoś na gorącym uczynku po 1 stycznia tego roku.
ran/b
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl