Od początku kwietnia Komenda Główna Policji odnotowała 179 utonięć. Do części z nich doszło w rzekach. Policjanci ze stołecznego komisariatu rzecznego wyjaśniają, co należy zrobić, gdy porwie nas nurt, a także co zrobić, gdy zobaczymy tonącą osobę. I przypominają, że za pływanie w Wiśle można dostać mandat.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową aspirant sztabowy Marcin Zawadzki, policjant z Komisariatu Rzecznego Policji w Warszawie zaznaczył, że każdego roku funkcjonariusze odnotowują bardzo dużą liczbę utonięć w rzekach. - Rzeki, zwłaszcza te duże, mają typowe dla siebie zagrożenia. Silny nurt, zmienny charakter dna i podwodne przeszkody, których nie jesteśmy w stanie zidentyfikować bez wchodzenia do tej wody - powiedział Zawadzki.
- Dlatego na wszystkich plażach, które są na w Warszawie obowiązuje zakaz pływania. Nie jest to przypadek. Właśnie ze względu na te czynniki obowiązuje zakaz pływania. Wchodząc do Wisły oprócz tego, że narażamy własne życie, to narażamy się też na odpowiedzialność karną, bo można dostać mandat do 250 złotych - zaznaczył.
Tłumaczył, że nie można wchodzić do Wisły w Warszawie, ponieważ nawet nie pływając stwarzamy zagrożenie dla siebie. - Na dużych rzekach, szczególnie na Wiśle często tworzą się tak zwane przykosy. Są to miejsca, gdzie styka się woda płytka z wodą głęboką. W miejscach styku tych dwóch obszarów piasek jest bardzo miałki. Wykonując dosłownie jeden krok możemy się narazić na to, że ten piasek się pod nami obsypie i na jednym metrze długości różnica może wynieść nawet do dwóch metrów głębokości - wyjaśnił.
"Nie przeceniajmy swoich umiejętności"
Policjant zaznaczył, że z jego doświadczenia wynika, że ludzie toną w rzekach, ponieważ wpadają w panikę. Kiedy zaczynają tonąć, zaczynają walczyć z nurtem. - Rzeka stwarza dla nas zagrożenie, ale może nas w pewnym momencie uratować. Jeżeli porwie nas nurt rzeki, poddanie mu się jest najlepszym wyjściem. Najprawdopodobniej za 10, 20, czy 50 metrów głębokość się zmieni. Na tyle mało będzie tej wody pod nami, że będziemy mogli stanąć - powiedział.
Marcin Zawadzki wyjaśnił też, co trzeba zrobić, gdy widzi się tonącą osobę. - Przede wszystkim jest żelazna zasada, że nie przeceniajmy swoich umiejętności. Pamiętajmy o tym, że "martwy ratownik" to słaby ratownik - przekazał.
- Przede wszystkim najpierw dzwonimy na telefon alarmowy - policji czy straży rybackiej albo WOPR. Każda służba, która jest od tego, żeby ratować ludzi na wodzie, będzie tylko wtedy szybka i skuteczna, kiedy dokładnie podamy miejsce. To jest bardzo istotne, żeby to miejsce wskazać możliwie jak najdokładniej. Zwróćmy uwagę na obiekty charakterystyczne, na przykład mosty, wieże kościoła, charakterystyczne budynki, nawet ukształtowanie brzegu. Wszystko to, co jest w stanie naprowadzić ratowników - tłumaczył.
- Pamiętajmy też o tym, żeby nie wchodzić sami do wody. Jeżeli już poinformowaliśmy służby ratunkowe, starajmy się zrobić coś dla tej osoby, która tonie. Spróbujmy coś jej podać. Nigdy własnej dłoni, bo jak mówią "tonący chwyta się brzytwy". Podajmy gałąź, linkę holowniczą, a jak mamy, to i dmuchaną zabawkę. Cokolwiek, co pozwoli tej osobie chociaż na chwilę złapać oddech. Może to uratować jej życie - dodał Zawadzki.
Pływając "powinniśmy korzystać z bojki"
Z kolei posterunkowa Julia Nowakowska z Komisariatu Rzecznego Policji w Warszawie podkreśliła, że podczas odpoczynku nad wodą przede wszystkim musimy pamiętać o tym, żeby zachować rozsądek. - To jest najważniejsze. Korzystajmy wyłącznie z kąpielisk strzeżonych, z kąpielisk wyznaczonych, w którym dno jest sprawdzone. Pływając korzystajmy z środków asekuracyjnych, takich jak boja ratunkowa. Korzystając z rowerków wodnych, czy kajaków zakładajmy kamizelki asekuracyjne, dbajmy o nasze bezpieczeństwo - powiedziała policjantka.
Zaapelowała, aby pamiętać o półgodzinnej przerwie między jedzeniem a wejściem do wody. - Schładzajmy organizm stopniowo, zanim wejdziemy do wody, ochlapujemy kostki, ramiona. Smarujmy się kremami z filtrem, zakładajmy nakrycia głowy. Nigdy nie wbiegamy do wody - podała. - Jeżeli dzieci się kąpią, to dorośli ich pilnują, mają na oku. Stoją przy brzegu, a nawet w wodzie po kolana. Czas reakcji wtedy się skraca i mamy większe szanse na zareagowanie w momencie, gdy dziecko będzie potrzebować naszej pomocy - podkreśliła.
Policjantka podkreśliła, że jeżeli chcemy czuć się bezpieczniej w wodzie, powinniśmy korzystać z bojki. - Zakładamy uprząż, a ona pływa za nami. Nie przeszkadza w pływaniu i może uratować - podsumowała Nowakowska.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24