- Zobaczyłem, że obok samochodu leży ciało kobiety. Miała widoczne obrażenia, nie ruszała się. Nie sprawdzałem jej funkcji życiowych, od razu było widać, że nie żyje – mówił przed sądem Kamil G. Mężczyzna jest świadkiem w sprawie tragicznego wypadku na Grochowskiej, w którym zginęła 19-letnia Aleksandra.
We wspomnieniach matki Aleksandry nie ma Bożego Narodzenia w 2018 roku. Jest tylko przedświąteczna sobota – 21 grudnia. Wtedy dowiedziała się, że jej jedyna, 19-letnia, córka zginęła w wypadku samochodowym na Grochowskiej.
Z sądowego korytarza: - Zostawiła mnie i malutką córeczkę.
Silnik leżał kilkadziesiąt metrów dalej
Proces w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Pragi Południe rozpoczął się w poniedziałek. Na ławie oskarżonych siedzi odpowiadający z wolnej stopy 26-letni Łukasz K. Prokuratura zarzuca mu, że 21 grudnia wsiadł za kółko pod wpływem amfetaminy, "umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym" i spowodował wypadek, w którym zginęła 19-latka.
Według śledczych, K. jechał Grochowską z Mińskiej w kierunku Gocławskiej. Aleksandra siedziała z tyłu. W aucie byli jeszcze jej przyjaciółka, 17-letnia wówczas Natalia i jego znajomy Tomasz.
K. nagle stracił panowanie nad kierownicą, przejechał przez dwa pasy ruchu, zjechał na prawą stronę jezdni, na biegnący wzdłuż ulicy Grochowskiej chodnik, tam uderzył w zaparkowane auta, później w latarnię, wreszcie zatrzymał się na torowisku tramwajowym.
Siła zderzenia była tak duża, że z samochodu wypadł silnik. Policjanci znaleźli go kilkadziesiąt metrów dalej.
"Auto obróciło się w powietrzu"
- Pamiętam, jak auto obróciło się w powietrzu i uderzyło w barierki na torowisku – mówił przed sądem Kamil G., świadek wypadku. - Zobaczyłem, że obok samochodu leży ciało kobiety, miała widoczne obrażenia, nie ruszała się. Nie sprawdzałem jej funkcji życiowych, od razu było widać, że nie żyje - dodał.
Jakiś mężczyzna dzwonił już po pomoc, ale nie mówił dobrze po polsku, więc przekazał telefon Kamilowi G. Mężczyzna podbiegł do drugiej osoby, leżącej około 10 - 15 metrów od rozbitego samochodu. - To był mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Był przytomny, miał ślady krwi na ciele, próbował wstać, postronne osoby podbiegły i przytrzymywały go. Próbował coś mówić, ale nie wiedziałem co – opisywał Kamil G.
Niedaleko, na prawym pasie ruchu, leżała Natalia. - Przy niej były już inne osoby, które udzielały jej pierwszej pomocy - mówił.
Aleksandra zginęła na miejscu. Natalia i Łukasz K. trafili do szpitala. Tylko Tomasz wyszedł z wypadku bez szwanku. Po prostu odszedł z miejsca. Miał powód. Później okazało się, że był poszukiwany przez policję w związku z inną sprawą.
Oskarżony: nic nie pamiętam
Co się wydarzyło wcześniej? Tego nie wiemy. Na sali sądowej nie zjawili się w poniedziałek wezwani przez sąd Natalia i Tomasz.
Sam oskarżony mówił niewiele. - Pamiętam, że spotkałem się z Tomaszem, a później szpital – powiedział. Nie przyznał się do winy.
Sąd odczytał więc jego wyjaśnienia z prokuratury. Ale tam też mówił niewiele. 1 marca, kiedy śledczy wezwali go po raz pierwszy, nie powiedział nic. Zapewnił, że to zrobi po tym, jak zapozna się z aktami sprawy.
Miesiąc później wyjaśnił krótko: - Pamiętam, że tego dnia spotkałem się z Tomaszem po powrocie z pracy, czyli po godzinie 18. Spotkaliśmy się u niego na Włochach. Ruszyliśmy we dwóch samochodem na Grochów. Nie pamiętam wypadku, pamiętam tylko, że umówiłem się z Natalią - przekonywał.
- Tego dnia był lekki mróz. Samochód był w bardzo dobrym stanie technicznym, bo zawodowo zajmuję się samochodami i to jest istotne, żeby wszystko było sprawne - zapewniał.
Zaprzeczał też, że w dniu wypadku był pod wpływem narkotyków. - Przypuszczam, że amfetamina, którą ujawniono w moim organizmie, mogła pochodzić z organizmu Aleksandry - stwierdził.
Kiedy zażył amfetaminę?
Obecna na sali sądowej biegła twierdzi, że jest inaczej. Specjalistka miała za zadanie przebadać próbkę krwi pobraną od Łukasz K. chwilę po wypadku, o godzinie 23. - Czy pani jest w stanie określić, o której godzinie Łukasz K. zażył amfetaminę? – dopytywała obrona oskarżonego.
- Aby stężenie amfetaminy we krwi mogło osiągnąć poziom 153 nanograma (tyle właśnie miał Łukasz K. - red.), amfetamina mogła być zażyta dwie, do trzech godzin wcześniej. Jej metabolizm jest wolny. Tutaj były pobrane dwie próbki w odstępie prawie dwóch godzin. Stężenie nieznacznie malało. To różnica czterech nanogramów – odpowiedziała biegła.
- Czy jest pani w stanie ustalić przy tym stężeniu amfetaminy, czy ilość zażytego środka powodowała stan dużej nietrzeźwości? Czy to był duży stan upojenia środkiem, czy mniejszy? – padały kolejne pytania obrony.
- Zgodnie z wytycznymi Instytutu Sehna w Krakowie zalecone jest, by stężenie powyżej dwudziestu pięciu nanogramów na mililitr traktować jako stan jak po użyciu, a stężenie powyżej pięćdziesięciu traktować jako stan odpowiadający stanowi pod wpływem alkoholu – odrzekła biegła.
Następną rozprawę zaplanowano na marzec. Mężczyźnie grozi 12 lat więzienia.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl