Premier Mateusz Morawiecki podczas pandemii zwrócił się do osób, które organizowały manifestacje i brały w nich udział, z apelem, by protestowały w sieci. Karol Grabski potraktował to dosłownie, zarzucił na siebie sieć rybacką i z grupą innych osób manifestował podczas jednej z miesięcznic smoleńskich. Efekt? Stanął przed sądem. W piątek zapadł wyrok w jego sprawie.
Obwinionym w sprawie jest jeden z członków "Lotnej Brygady Opozycji" - Karol Grabski (zgodził się na podawanie swoich danych). To on, wraz z kilkoma innymi osobami, protestował podczas jednej z miesięcznic smoleńskich.
Dokładnie w listopadzie 2020 roku zjawił się na Krakowskim Przedmieściu ubrany w sieci rybackie. Kilka dni wcześniej premier Mateusz Morawiecki mówił, że protest w przestrzeni publicznej grozi gwałtowną liczbą przyrostu zakażeń. Zaapelował do "wszystkich, którzy nadal chcą protestować", by robili to w internecie, a nie na ulicach.
Razem z grupą innych manifestujących przez megafon wykrzykiwali do polityków, którzy wychodzili z mszy w intencji ofiar. Na miejscu była duża grupa policji. Później do Sądu Rejonowego dla Warszawy- Śródmieścia trafił wniosek o ukaranie skierowany przez komisariat rzeczny stołecznej policji. Zdaniem funkcjonariuszy, Karol Grabski naruszył "przepisy porządkowe", ponieważ "wznosił okrzyki przy pomocy tuby", pojawił się też na Krakowskim Przedmieściu, mimo obowiązującego stanu pandemii.
Proces rozpoczął się na początku roku, a po trzech rozprawach zapadł wyrok - uniewinnienie.
"Aby zaprotestować, aby wyrazić swoją niezgodę"
Jak wskazała sędzia Urszula Gołębiewska-Budnik, zebrany w tej sprawie materiał dowodowy nie pozwolił na uznanie jego winy. - 10 listopada 2020 roku te osoby zjawiły się na ulicy Krakowskie Przedmieście, ale w opinii sądu, nie po to, aby zagłuszać coś swoim postępowaniem, nie po to, żeby postępować wbrew ówczesnym nakazom i zakazom, ale po to, aby zaprotestować, aby wyrazić swoją niezgodę na postępowanie, jak wskazywał obwiniony i świadkowie, osób rządzących, głównie osób wchodzących w skład partii rządzącej - argumentowała sędzia.
- To było głównym celem zachowania tych osób. Jak wynika z zeznań świadków, osoby te zorganizowały tam happening, w odpowiedzi na wcześniej wypowiedziane w telewizji słowa pana premiera Mateusza Morawieckiego, że obywatele maja prawo protestować, ale protestować nie na ulicy, ale w sieci. Osoby zgromadzone tam w sposób prześmiewczy ubrały się w sieci rybackie i protestowały przeciwko rządzącym, którzy wówczas, wychodzili z kościoła na ulicę i udawały się aby oddać hołd ofiarom tragedii smoleńskiej - dodała.
Przepisy z upoważnienia ustawy
Sędzia przypomniała, że artykuł 54 Kodeksu wykroczeń brzmi: Kto wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany.
- Czyli muszą być to przepisy z upoważnienia ustawy, a nie rozporządzenia czy zarządzenia, jak to mamy w tej sprawie - podsumowała.
Również nie można mówić, zdaniem sądu, o tym, żeby "społecznie szkodliwe było zachowanie obwinionego polegające na tym, że wznosił tam okrzyki, albo że swoim zachowaniem wyczerpał znamiona czynu 343 paragraf 1 ustawy o ochronie środowiska".
- W ocenie sądu obwiniony realizował w ten sposób swoje konstytucyjne prawo. Konstytucyjne prawo do protestu, konstytucyjne prawo do zgromadzania się, do wyrażania niezgody na określone postepowanie, władzy publicznej. W opinii sądu ta wartość jest nadrzędna, jak słusznie wskazywała obrona, tuby były używane w ramach protestu a nie po to, żeby od tak sobie zakłócić spokój mieszkańcom - podsumowała sędzia.
Wyrok nie jest prawomocny.
Źródło: tvnwarszawa.pl