Sześcioro ratowników medycznych próbowało wycofać wypowiedzenia złożone w ramach jesiennego protestu. Twierdzą, że podczas negocjacji zapewniano ich, że będą mogli wrócić do pracy. Tak się jednak nie stało. - Jest to dla nas jawna represja i pozbywanie się niewygodnych pracowników - ocenia jeden z byłych pracowników stołecznego pogotowia.
Na początku września i po raz drugi na początku października warszawscy ratownicy medyczni prowadzili akcję protestacyjną. Część brała w tym czasie urlopy lub zwolnienia lekarskie, inni złożyli wypowiedzenia. Domagali się podwyżki wynagrodzeń, poprawy warunków pracy i zmian systemowych, które spowodowałyby między innymi, że znikną braki kadrowe.
W trakcie protestu kilkoro pracowników Meditransu publicznie wypowiadało się o sytuacji ratowników i podpisywało pisma z postulatami kierowanymi do dyrekcji i resortu zdrowia. Te osoby złożyły także wypowiedzenia. Po serii jesiennych negocjacji, zdecydowały się jednak na ich wycofanie. - Mieliśmy świadomość tego, że jesteśmy na tym etapie, gdzie odpowiedzialność i poczucie obowiązku zwyciężyło nad przekonaniami. Chcieliśmy wrócić do pracy, ale nie było nam to dane - mówi tvnwarszawa.pl ratownik medyczny Michał Gościński, który pracował dotychczas na stacji wyczekiwania na Wrzecionie.
- W październiku prowadziliśmy rozmowy w obecności pani Elżbiety Lanc z zarządu województwa mazowieckiego i przedstawiciela Ministerstwa Zdrowa. W trakcie negocjacji dyrektor Meditransu Karol Bielski wielokrotnie powtórzył to, że nie będzie żadnych represji wobec osób, które brały udział w działaniach protestacyjnych. Osobiście zapytałem go o to, czy - jeżeli złożę wolę wycofania wypowiedzenia - to zostanie ono przyjęte i wrócę na swoją macierzystą stację, gdzie miałem już ułożone dyżury w listopadowym grafiku - relacjonuje Gościński. Jak podkreśla, wówczas miały paść zapewnienia, że ratownicy mogą bez przeszkód wrócić do pracy.
- Dostaliśmy deklarację od dyrektora, że nie będzie żadnych konsekwencji, żadnych szykan wobec osób, które te wypowiedzenia składały - wtóruje mu ratownik medyczny Szymon Kwiatkowski, związany wcześniej ze stacją pogotowia na Pradze Północ.
Wykreśleni z grafików
Obaj mężczyźni otrzymali jednak pod koniec października informację, że zostają wykreśleni z listopadowych dyżurów. Dowiedzieli się o tym od osób układających grafiki dla ich stacji. Jak opisują, nie dostali żadnego formalnego komunikatu od Meditransu o odrzuceniu wniosków o wycofanie wypowiedzeń, ani potwierdzenia rozwiązania umowy.
W podobnej sytuacji są jeszcze cztery inne osoby, które wspólnie z Michałem Gościńskim, spotkały się w tej sprawie na początku listopada z dyrektorem stołecznego pogotowia. - Zaczęliśmy spotkanie od tego, że nie przyszliśmy się kłócić, walczyć czy prowadzić rozmów w sprawie protestu. Powiedzieliśmy, że chcemy wrócić do pracy, zgodnie z deklaracją pana dyrektora. Wiemy, jak ciężka jest sytuacja i jak każda osoba jest potrzebna dla dobra pacjentów. Pan dyrektor otwarcie zaprzeczył temu, że powiedział, że będziemy przywracani do pracy. Twierdził, że powiedział wyłącznie, że każdy przypadek będzie indywidualnie traktowany - mówi Gościński.
- Część osób najbardziej zaangażowanych w działania protestacyjne złożyła wypowiedzenia i pomimo zapewnień nie otrzymała możliwości ich wycofania. Jest to dla nas jawna represja i pozbywanie się niewygodnych pracowników. Tego nie da się inaczej wyjaśnić - ocenia Gościński.
We wspomnianym spotkaniu nie uczestniczył Szymon Kwiatkowski. Z dyrektorem pogotowia starał się skontaktować na własną rękę. - Do dziś formalnie nie otrzymałem żadnego pisma, żadnego potwierdzenia rozwiązania umowy - mówi.
- Moje wypowiedzenie miało wejść w życie 29 października i jest tu pewien paradoks, bo 29, 30 i 31 października pełniłem dyżury. Nie zostały skreślone z grafiku, natomiast tak się stało z dyżurami w listopadzie - opowiada. - Po tym, jak zniknąłem z grafiku, karetka, którą jeździłem, stoi pusta. Nie ma obsady w postaci kierownika zespołu (na tym stanowisku pracował Kwiatkowski - red.). Kierowca przychodził do pracy i spotykał się z sytuacją, że nie było kierownika zespołu, więc czekał na stacji albo był przenoszony na inne - wskazuje Kwiatkowski.
Michał Gościński też relacjonuje, że dostaje od koleżanek i kolegów sygnały, że obsadzana przez niego karetka stoi pusta. Naszemu reporterowi udało się sfotografować ją w ubiegłym tygodniu na stacji wyczekiwania na Wrzecionie.
Byli pracownicy pogotowia mówią o trudnej sytuacji kadrowej
Ratownicy wskazują, że choć odbierają działania dyrekcji jako represję, nie to jest głównym problemem. Nie zostali bezrobotni, bo o osoby z wykształceniem medycznym zabiegają szpitale i inne stacje pogotowia. Martwi ich jednak, jak polityka kadrowa Meditransu przekłada się na sytuację pacjentów. - Odbieram to jako pewnego rodzaju sprowadzenie niebezpieczeństwa na mieszkańców rejonu operacyjnego Meditransu. Ta spółka od wielu lat boryka się z problemem pozyskiwania pracowników. Przepływ jest jednokierunkowy, ludzie rezygnują, odchodzą na emerytury lub są zwalniani. Wrześniowa kontrola poselska wykazała, że brakuje nawet kilkuset pracowników, by zapewnić ciągłość dyżurowania, zakładając, że każdy z pracowników medycznych pracowałby wyłącznie w wymiarze jednego etatu - mówi Kwiatkowski.
Jak dodaje, z relacji jego byłych współpracowników wynika, że obecnie codziennie zdarzają się sytuacje, że kilka lub nawet kilkanaście karetek jest uziemionych z powodu braku obsady. Wyjaśnia też, jak przekłada się to na pracę innych zespołów na przykładzie z 2 listopada. - Jedno ze zgłoszeń było przyjęte o godzinie 14, zespół otrzymał je dopiero o 18. Czyli dopiero po czterech godzinach ratownicy otrzymali informację, że jakiś pacjent oczekuje na udzielenie medycznych czynności ratunkowych. Jeżeli był tam zadysponowany zespół, to oznacza, że ta osoba jest w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. Mediana czasu dojazdu zespołu ratownictwa medycznego w takiej aglomeracji jaką jest Warszawa to osiem minut - podkreśla.
- Tak długi czas oczekiwania, gdy mieliśmy po 30 tysięcy zachorowań na COVID-19 dziennie, można było uznać za sytuację szczególną. Tłumaczyć to pandemią, z którą jako system ochrony zdrowia mierzyliśmy się po raz pierwszy. Teraz, kiedy dziennie mamy mniej niż połowę zakażeń w czasie drugiej i trzeciej fali pandemii, jest to niedopuszczalne - mówił w pierwszej połowie listopada Kwiatkowski. - To są sytuacje, kiedy złe zarządzanie w firmie, czyli pozbywanie się kolejnych pracowników przy niedoborach doprowadza do realnego zagrożenia dla pacjentów - dodał.
Podobnie sytuację ocenia Michał Gościński. - W tej chwili każdy człowiek w pogotowiu jest na wagę złota - podkreśla.
Rzecznik Meditrans: protestujący nie podlegali represjom
O odniesienie się do wersji zdarzeń ratowników poprosiliśmy Meditrans. Odpowiedzi udzielił nam rzecznik Piotr Owczarski. Jego zdaniem, podczas jesiennych negocjacji kwestia rozwiązywania i nawiązywania umów była pozostawiona "indywidualnym ustaleniom dwustronnym". - Dyrektor zadeklarował gotowość prowadzenia rozmów indywidualnych w sprawach kadrowych i personalnych dotyczących poszczególnych pracowników z każdą zainteresowaną osobą. Taką też deklarację publicznie złożył kilkukrotnie, co też miało miejsce w przypadku każdej z osób, które składały wypowiedzenia w ostatnim okresie - twierdzi.
Jak wylicza, w trakcie protestu wypowiedzenia miało złożyć około 50 spośród 1500 zatrudnionych w Meditransie osób, przy czym wiele z nich wycofało je już w pierwszych dniach. - Nie każdy z pracowników był też zainteresowany jakimikolwiek rozmowami w przedmiocie warunków dalszej współpracy czy nawet przedstawieniem żądań i oczekiwań, które mogłyby wpłynąć na zmianę decyzji - zaznacza.
- Nie wszyscy pracownicy, którym zależało na kontynuowaniu pracy zgłaszali się na spotkanie z dyrektorem w celu wyjaśnienia powodów złożenia wypowiedzeń i możliwości przedstawienia powodów, a także warunków, na jakich mogliby się zdecydować na kontynuowanie współpracy z jednostką - dodaje Owczarski.
Zaprzecza też sugestiom, by kogokolwiek spotkały konsekwencje za protestowanie. - Podkreślić należy, iż osoby, które brały udział w ogólnopolskim proteście, nie podlegały jakimkolwiek represjom, karom (takie narzędzia prawne znajdują się w umowach kontraktowych na wypadek niewywiązania się z warunków kontraktu) czy innym działaniom określanym jako szykanowanie. Co więcej, nie wypowiedziano w związku z tym żadnej umowy. Dotyczy to również sygnatariuszy różnych pism i wystąpień medialnych w trakcie protestu - zaznacza rzecznik.
Czy mogliby wrócić do pracy?
Pytany o to, czy wspomniane osoby mogłyby zatem wrócić do pracy, rzecznik zastrzega, że "polityka kadrowa jest wewnętrzną sprawą" Meditransu. - Zawsze jest ona prowadzona z poszanowaniem prawa, w tym praw każdego pracownika czy współpracownika. Wygaśnięcie umów oznacza, że strony zakończyły współpracę. Aby zachować transparentność, która jest kluczowym filarem naszej polityki organizacji, w tym polityki kadrowej, osoby, które z własnej woli zakończyły współpracę z nami, muszą przejść taki sam proces rekrutacyjny, jak pozostałe osoby zaintereso,wane współpracą z Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego Meditrans SPZOZ w Warszawie. Podobne zasady obowiązują na całym polskim rynku pracy i są praktyką powszechnie stosowaną, co więcej, funkcjonującą w całej branży od wielu lat - odpowiada Owczarski.
Zapytaliśmy też, jak sytuacja związana z wypowiedzeniami wpływa obecnie na obsady karetek i czy przyjęto już nowych pracowników w miejsce tych, którzy pożegnali się z Meditransem. - Trudno uznać w przypadku zatrudniania nowych pracowników, że jest to zatrudnianie w miejsce jakiejś konkretnej osoby, w sytuacji gdy zmiany kadrowe występują wielokrotnie w ciągu roku, a nawet miesiąca. Każdego też miesiąca występują absencje personelu wymagające zmian w ustalonych grafikach, harmonogramach, niejednokrotnie też informacje o niedyspozycji członków ZRM wpływają już po ustalonej godzinie rozpoczęcia dyżuru, co wpływa szczególnie w obecnej sytuacji epidemicznej - wyjaśnia Owczarski.
Wskazuje też, że obecnie pojawiają się problemy z zapełnieniem dyżurów, ale są one wynikiem pojedynczych przypadków zakażeń koronawirusem wśród personelu. - Nie ma związku kwestia tychże absencji ze zmianami kadrowymi wynikającymi z przyczyn leżących poza naszymi kompetencjami - twierdzi Owczarski.
W poniedziałek Meditrans ogłosił kolejną edycję "Akcji rekrutacja".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl