Altana z dykty na białołęckich ogródkach działkowych. To tam mieszkała wraz ze swoim partnerem Wiktoria Z. Z akt wynika, że kobieta była w ciąży, ale nie odmawiała kieliszka. Tak wynika chociażby z interwencji straży miejskiej. Funkcjonariusze, w czasie, kiedy była w ciąży, na izbę wytrzeźwień przywozili ją kilkanaście razy.
Interweniowały siostry zakonne, pracownicy domu pomocy społecznej czy terapeutka z izby wytrzeźwień. Bez skutku. 6 listopada Wiktoria W. z partnerem piją wino.
Dzień później urodziła.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
"Chciała się pozbyć partnera z domu"
Jej partner zezna później śledczym, że w dniu, kiedy dziewczynka przyszła na świat, Z. "chciała się go pozbyć z domu" i, że krwawiła. To on, a nie "przypadkowy przechodzień", jak podawała wcześniej policja, znalazł noworodka w reklamówce. Leżał kilkanaście metrów od altany, w której pomieszkiwali, pod orzechem włoskim.
Wiktoria Z. przed południem wyszła z ogródków działkowych. Jakieś czterdzieści minut później do pracowników ochrony podbiega jej partner.
Mężczyzna krzyknął, że znalazł reklamówkę, w której znajduje się noworodek. Ochroniarze wezwali służby.
Pielęgniarki nazwały ją Zosia
Dopiero co urodzona dziewczynka, wcześniak, w plastikowej torbie leżała blisko godzinę, ale lekarze od początku mówili, że noworodek jest w dobrym stanie. - Strasznie krzyczała, to był dla nas dobry znak, że żyje, że oddycha – mówiły pielęgniarki.
Dziewczynka była wyziębiona, jednak jej stan był zaskakująco dobry, jak na okoliczności, w których została odnaleziona.
- Była to dla nas duża niespodzianka - opisywała Agnieszka Pieńkowska, koordynatorka zespołu pielęgniarek i położnych w Szpitalu Bródnowskim.
To pielęgniarki nazwały ją Zosia.
Piła alkohol na Ząbkowskiej
Matka została zatrzymana kilka godzin po odnalezieniu dziewczynki. Patrol straży miejskiej zauważył ją pośród grupy bezdomnych pijących alkohol na Ząbkowskiej.
Strażnicy miejscy opisali: sprawiała wrażenie jakby chciała uniknąć kontroli. Z grymasem bólu siedziała na betonie. Gdy strażnicy poprosili ją o podejście, wstała i po przejściu kilku kroków złapała się za brzuch. Gdy ponownie usiadła powiedziała, że musi dostać się na działki przy Głębockiej.
Wtedy funkcjonariusze skojarzyli, że to może być matka Zosi. Ponieważ kobieta, źle się czuła strażnicy wezwali pogotowie ratunkowe. Już w szpitalu została przesłuchana w obecności biegłego psychologa.
Prokuratura początkowo stawiała kobiecie zarzut dzieciobójstwa, za co groziło pięć lat więzienia, ale zarzut w toku śledztwa został zmieniony.
Nie przyznaje się
Wiktora Z. oskarżona jest o to, że w dniu 7 listopada 2019 roku na terenie ogródków działkowych przy ulicy Głębockiej działając w zamiarze ewentualnym, godziła się na wystąpienie skutków w postaci śmierci dziecka w rezultacie utajnionego porodu oraz wychłodzenia, po tym jak po porodzie umieściła noworodka w torbie plastikowej i porzuciła w zaroślach, powiedział tvnwarszawa.pl Marcin Saduś.
Teraz Wiktorii Z. grozi dożywocie.
Kobieta nie przyznała się do winy. Twierdziła, że prosiła partnera o pomoc, o to, żeby wezwał karetkę. Ale nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego włożyła Zosię do foliowej torebki i wyniosła w zarośla.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
Zosia czuje się dobrze
Dziewczynka wydaje się być zdrowa. Jak ustaliła prokuratura, Zosia urodziła się bez wad rozwojowych, mimo że jej matka w czasie ciąży wielokrotnie piła alkohol.
Kobieta urodziła wcześniej dwójkę dzieci – w 2013 i 2014 roku. W obu przypadkach zrzekła się praw rodzicielskich tuż po porodzie.
Autorka/Autor: kz/ran
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl