Do centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW zgłosiła się podkomisja smoleńska z komercyjnym zamówieniem - udostępniono sprzęt, ale nie robiono badań. Potem powstał raport Antoniego Macierewicza. Naukowiec publicznie zakwestionował tezy i metody badawcze w nim zastosowane. Efekt to zawiadomienie do prokuratury złożone przez rektora uczelni. Materiał reportera magazynu "Polska i Świat" Dawida Rydzka.
Antoni Macierewicz ostatnio doczekał się orderu, a naukowiec za to, że jego słowom zaprzeczał, zawiadomienia do prokuratury.
- Rolą naukowca jest dociekać prawdy. Ja wystąpiłem w którymś momencie, w kwietniu, żeby powiedzieć prawdę - mówi dr Marek Michalewicz, były dyrektor Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego.
To właśnie kilka miesięcy temu szef podkomisji smoleńskiej przedstawiał dowody na zamach, które miały być efektem prac wielu placówek badawczych. - Komisja odtworzyła we współpracy z Narodowym Instytutem Badań Lotniczych Wichita w USA, Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego strukturę statku powietrznego TU 154 M i przeprowadziła symulacje - przekonywał 13 kwietnia Antoni Macierewicz.
- Wkład naukowy ICM był dokładnie "zero" - komentował dzień później (14 kwietnia) dr Michalewicz w programie "Tak jest". - Nikt z personelu, z pracowników ICM nie brał udziału w tych obliczeniach - prostował naukowiec.
Placówka udostępniła sprzęt
Placówka warszawskiej uczelni z superkomputerami, mającymi wielkie moce obliczeniowe, miała komercyjnie tylko udostępniać podkomisji swój sprzęt. Antoni Macierewicz, pytany w środę, na jakiej zasadzie przebiegała współpracowała z ICM: - Normalnej. Płaciliśmy im pieniądze za realizację zadań, które im były zlecone.
Nie odpowiedział jednak, kto konkretnie realizował zadania: podkomisja czy członkowie ICM.
W kontrze do słów, i tych kwietniowych, i tych dzisiejszych (z 5 października - red.) stały jednak umowy i korespondencja, które naukowiec publicznie, wraz z krytyką badań podkomisji, udostępnił. Według uczelni, wraz z nimi miał ujawnić hasła i kody dostępu, co byłoby niezgodne z prawem. - To nie były tajne dokumenty - broni się Michalewicz.
Uczelnia złożyła zawiadomienie
- Jest jednym z niewielu naukowców polskich, który miał odwagę powiedzieć, że to, co robi Antoni Macierewicz, to jest hochsztaplerka - skomentował sprawę Maciej Lasek z Koalicji Obywatelskiej, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Mam nadzieję, że to, czy prawo zostało złamane, czy nie, docelowo określi niezawiły sąd - dodał.
Zawiadomienie do prokuratury, która do momentu emisji materiału nie znalazła czasu na rozmowę z nami, złożył rektor uczelni prof. Alojzy Z. Nowak. O samym Uniwersytecie Warszawskim mówił dwa lata temu tak: Jest otwarty, w którym można głosić wszystkie możliwe poglądy, w którym dąży się do prawdy.
A oprócz zasiadania w powołanej przez prezydenta Narodowej Radzie Rozwoju rektorowi uczelnia wydała zgodę na bycie członkiem kilku rad nadzorczych, w tym jednej spółki Skarbu Państwa oraz zajmowanie stanowiska doradcy w również państwowym PZU.
- To jest sytuacja, w której rektor staje po stronie Antoniego Macierewicza, a nie po stronie prawdy - oceniła Joanna Kluzik-Rostowska z Koalicji Obywatelskiej.
"To straszna sprawa"
W kwietniu Antoni Macierewicz też stał po stronie prawdy i prosił wręcz środowisko akademickie o analizę swojego raportu. - Apeluję teraz do wszystkich naukowców, żeby go zweryfikowali, żeby zdali sobie sprawę, że jest to bezsporny, niepodważalny dowód na eksplozję - mówił 13 kwietnia.
Gdy jego badania były szef ICM zweryfikował, otrzymał wynik negatywny. - Nie ma miejsca w nauce dla ludzi, którzy oszukują - powiedział naukowiec. Zapytany o to, czy w polityce też, odpowiedział: - To państwo sami mogą ocenić.
Ale nie to martwi szefa podkomisji. - Ten człowiek został oskarżony teraz o to, że użył materiałów komputerowych do przestępstwa. To straszna sprawa - podsumował Antoni Macierewicz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24