Ratownik na motoambulansie "Borkoś", na którego ktoś doniósł, że nie ma prawa używać sygnałów uprzywilejowania, odzyskał niebieskie światła. W rozmowie z tvnwarszawa.pl wyjaśnił, jak udało mu się to zrobić i zapowiedział, że teraz będzie można spotkać go nie tylko na lądzie, ale również na wodzie.
W ubiegłym tygodniu informowaliśmy o problemach stołecznego ratownika na motoambulansie Marcina "Borkosia" Borkowskiego. Z jego relacji wynikało, że ktoś "życzliwy" doniósł na policję, iż nie spełnia on wszystkich wymagań formalnych związanych z używaniem niebieskich świateł uprzywilejowania. - Nie mam jednego z trzech wymaganych dokumentów: pozwolenia z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Bo żeby je zdobyć, trzeba być dysponowanym do pracy przez jakiś podmiot leczniczy - wyjaśniał Borkoś w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Ratownik zgłaszał się w tej sprawie do różnych podmiotów i szukał instytucji, która mogłaby go oficjalnie dysponować do akcji, jednak bezskutecznie. Po którymś z rzędu wezwaniu na policję, Borkowski był zmuszony zdemontować sygnały. Nadal patrolował stołeczne ulice, ale czas dojazdu na miejsce się wydłużył. W piątek wieczorem pochwalił się jednak na swoim profilu na Facebooku, że może nadal legalnie jeździć po Warszawie z niebieskimi światłami.
- Na tę chwilę działam ze stołecznym Wodnym Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Jestem z nimi od wielu lat, ale nie wiedziałam wcześniej, że jest to podmiot, który może mnie dysponować do akcji. Motoambulans jest użyczony stołecznemu WOPR-owi i ma już miano pojazdu, który może używać sygnałów uprzywilejowania świetlnych i dźwiękowych - mówi nam Borkowski.
Opowiada też, jak teraz będzie wyglądała jego praca: - WOPR zajmuje się pilnowaniem bezpieczeństwa na Wiśle, więc będę częściej patrolował linię brzegową Wisły. A jeśli zdarzy się, że najadę na jakieś zdarzenie albo ktoś mnie o nim powiadomi, to wtedy dzwonię pod numer 984, który należy do stołecznego WOPR-u, mówię, że coś się dzieje w takim i takim miejscu i wtedy oni oficjalnie mnie dysponują i ewentualnie są powiadamiane jeszcze inne służby.
Borkosia spotkać będzie można już nie tylko na stołecznych drogach, ale też na... Wiśle. - Mam patent ratownika i sternika, więc będę brał dyżury na wodzie. Nadal jednak będzie więcej tych dyżurów na lądzie niż na Wiśle - zapewnia Borkowski.
Motoambulans ma przewagę w korkach
Z zawodu Borkoś jest ratownikiem medycznym i na co dzień pracuje w pogotowiu na Brzeskiej. Motoambulans kupił za własne pieniądze, które udało mu się odłożyć z pracy w karetce, w trakcie pandemii. Teraz działania ratownika za pomocą platformy Patronite finansują jego obserwatorzy. - Przez 30 lat mojej pracy w ratownictwie nie było ani jednego dnia, żeby nie chciało mi się iść do tej pracy. Urodziłem się, by pomagać. Dlatego czynię to, żeby mieć radość, że komuś uratowałem życie. Niosę też informację, jak tej pomocy udzielać - mówił na początku czerwca w programie "Dzień dobry TVN".
Opowiadał też, że ma sporą przewagę nad normalną karetką jeśli chodzi o czas dojazdu, bo dociera w kilka minut. - W rejonie operacyjnym od momentu wezwania do przybycia do najdalszego krańca rejonu zajęło mi cztery minuty. Dzięki temu, że poruszam się na motoambulansie, mam przewagę w korkach czy w miejscach, gdzie grunt jest grząski. Moi informatorzy to świadkowie zdarzenia. Mój telefon jest do dyspozycji na Facebooku. Ludzie mogą do mnie dzwonić, bo wiedzą, w jakich godzinach się udzielam - mówił ratownik.
W czerwcu opisywaliśmy jeden z wypadków, przy których pomagał ratownik na motoambulansie:
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24