Pożar składowiska, który wybuchł w środę wieczorem na Zawodziu objął sto metrów kwadratowych. Do akcji ruszyło 40 wozów strażackich, a reporter tvnwarszawa.pl relacjonował, że nad sortownią unosił się żrący dym.
Laboratorium grupy chemicznej
Spytaliśmy służby, czy palące się materiały stwarzały zagrożenie dla zdrowia mieszkańców.
- Było rozstawione laboratorium przez grupę chemiczną, która monitorowała sytuację, współpracowaliśmy też z Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska. Całe szczęście dym unosił się ku górze. Dzwonili do nas mieszkańcy Ursynowa, mówili, że czują gryzący dym - mówi Łukasz Płaskociński ze straży pożarnej.
WIOŚ zapewnia, że pożar wyglądał pokaźnie, ale nie objął niebezpiecznych materiałów.
- Płonęły gabaryty, drewno, opony, opakowania. Na pewno był nieprzyjemny zapach, ale pomiary grupy chemicznej nie stwierdziły żadnego zagrożenia dla mieszkańców. To wyglądało spektakularnie, bo suche drzewo mocno się pali - przekonuje Tomasz Klech z WIOŚ.
I dodaje, że zakład nadal pracuje, poza częścią, którą objął ogień. - Woda po gaszeniu spłynęła do zbiornika retencyjnego, a jak się przepełni, to właściciel przetransportuje je do oczyszczalni ścieków - wyjaśnia Klech.
Również firma Remondis podkreśla, że płonęły odpady gabarytowe, czyli na przykład stare meble. Członek zarządu Leszek Pieszczek podkreśla, że prawdopodobnie wszystko zaczęło się od samozapłonu. - Mogło to się stać od puszki z lakierem. Taki pożar mógł być uciążliwy, mowa o chmurze dymu, która się przenosiła, ale nie był niebezpieczny dla zdrowia i życia - zapewnia Pieszczek.
Straż pożarna informuje, że na razie nie są znane dokładne przyczyny wybuchu pożaru.
ran/pm