Rzecznik LOT- zapewniał, że to bombardier to "nowoczesny samolot, zaledwie kilkuletni". Podobnie ocenił maszynę Cezary Orzech, ekspert do spraw lotnictwa, który komentował środowe zdarzenie w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24.
Bobmardier Dash Q400, który w środę wieczorem awaryjnie lądował na Lotnisku Chopina, to kanadyjski samolot. Ma 32 metry długości i skrzydła o rozpiętości 28 metrów, jest wysoki na osiem metrów. Na jego pokładzie może podróżować 78 pasażerów. Maszyna osiąga prędkość 667 km/h i może pokonać dystans do 2,5 tysiąca kilometrów.
Według eksperta do spraw lotnictwa, Cezarego Orzecha to dobry samolot, a usterki związane z awariami podwozia zdarzają się stosunkowo rzadko.
"To dobry samolot"
Jak mówił w czwartek rano w programie "Wstajesz i wiesz" Cezary Orzech, w liniach lotniczych na całym świecie lata około 2100 takich samolotów. Sytuacje awaryjnego lądowania tego typu maszyn, spowodowanego awarią podwozia nie powinny być groźne, jeśli pilot jest doświadczony i zawczasu ma szansę na powiadomienie służb lotniska o awarii.
- Dash to jest samolot stosunkowo niewielki. Z niewielką prędkością przyziemienia, to górnopłat, dlatego śmigła są bardzo wysoko. W momencie, gdy podwozie się złoży, a pilot ląduje z minimalną dopuszczalną prędkością, to nie jest przyjemne, ale nie powinno stać się nic groźnego - mówił Orzech.
Maszyna, która wczoraj awaryjnie lądowała na Okęciu pochodzi z 2012 roku. Cezary Orzech pytany o to, czy wiek i przebieg samolotu może mieć wpływ na zaistniałą usterkę, powiedział, że to nie powinno mieć związku z tego typu sytuacją. - To młodzieniec w sile wieku, z dużym doświadczeniem. Nie dopatrywałbym się przyczyn awarii w jego wieku - oceniał ekspert. Dodał też, że faktyczną przyczynę wczorajszego zdarzenia powinny wyjaśnić ustalenia komisji.
Usterki podwozia są zazwyczaj związane z mechaniką samolotów. - W Katowicach też mieliśmy taki przykład, gdy w 2012 roku w marcu pilot nie wyhamował na czas i wjechał 10 metrów poza końcową linię drogi startowej. Przednia goleń podwozia zanurzyła się wtedy w trawie. Została wyciągnięta, nic się nie stało. Takie sytuacje, że to podwozie jest takie "wrażliwe" się zdarzają - mówił Orzech.
Dodał też, że przed każdym lotem sprawdzana jest tak zwana "check-lista", która określa wszystkie podzespoły, które muszą być sprawdzone przed startem maszyny i odlotem. Dokładne przeglądy samolotów są wykonywane zgodnie z certyfikacją maszyn.
Tak, jak wymagają procedury
Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk mówił w środę wieczorem, że na miejscu pracuje Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, prokurator oraz wszystkie służby lotniskowe. Obecny jest także prezes PLL LOT Rafał Milczarski oraz szef PPL zarządzający portem Mariusz Szpikowski. - To, co zastałem to najwyższy stopień profesjonalizmu - zapewnił minister.
- Byłem przy tym samolocie. Wszystko się dzieje tam tak, jak wymagają tego procedury. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności w samolocie i na odcinku, gdzie maszyna przyziemiła, samolot będzie odholowany w bezpieczne miejsce - powiedział Adamczyk.
Dodał, że spotkał się z pasażerami feralnego lotu. - Wszyscy pasażerowie są bezpieczni, u żadnego z nich nie stwierdzono urazów związanych z tym awaryjnym lądowaniem. Pracownicy lotniska działają w pełni profesjonalnie, podobnie, jak zadziałali strażacy straży lotniskowej - dodał szef resortu.
Poinformował, że wśród pasażerów były dzieci. - Są po opieką psychologów - stwierdził.
"Nie zadziałała przednia goleń podwozia"
Awaryjne lądowanie relacjonował rzecznik PLL LOT Adrian Kubicki. - Nie zadziałała przednia goleń podwozia, czyli przednie koło z elementem, który to koło podtrzymuje. Podwozie się wysunęło, ale się nie zablokowało. Po kontakcie koła z pasem startowym złożyło się – schowało w miejsce, gdzie przebywało w czasie rejsu. To spowodowało oparcie się części kadłuba o pas i tarcie do momentu zatrzymania się samolotu - opisywał Kubicki.
Wyjaśniał, że przy awarii przedniej goleni "ryzyko jakichkolwiek komplikacji jest najmniejsze". - Bo samolot zachowuje stabilność, nie ma ryzyka, że wypadnie z pasa - argumentował.
- To sytuacja jak najbardziej awaryjna i wymagająca asysty służb, ale na koniec dnia okazała się nie być niebezpieczna dla pasażerów. Manewr wykonano na tyle precyzyjnie, aby wszyscy opuścili samolot o własnych siłach, bez jakichkolwiek obrażeń – dodał.
- To nowoczesny samolot, zaledwie kilkuletni, usterka została zasygnalizowana pilotom, więc mogli się do niej przygotować - zapewniał rzecznik na antenie TVN24.
b/PAP/kk/pm