Czy mokotowskie zagłębie biurowe może całkiem oficjalnie zostać nazwane Mordorem? Chce tego autor jednego z projektów w tegorocznej edycji budżetu partycypacyjnego. Do kompletu proponuje tablicę powitalną i rzeźby orków.
Biurowce pełne pracowników korporacji, problemy komunikacyjne, korki z rana, kiedy "orki" zmierzają , korki popołudniu, gdy wracają do domów. Jednym słowem – Mordor. Tak potocznie nazywany jest obszar w rejonie Konstruktorskiej, Marynarskiej, Wołoskiej, Postępu i Domaniewskiej.
Autor zgłoszonego do budżetu obywatelskiego projektu - trzymając się konwencji podpisał się imieniem Sauron - chce usankcjonować tę potoczną nazwę dawnego Służewca Przemysłowego. - Nazwa ta zostanie naniesiona na mapy jako nazwa osiedla, zostanie wykorzystana do nazwania przystanków komunikacji miejskiej na skrzyżowaniu ulic Wołoskiej oraz Domaniewskiej – czytamy w opisie projektu.
Atrakcja turystyczna
Ale to nie wszystko. Przyjeżdżających ma bowiem witać tablica "Witamy w Mordorze" oraz... miedziane figury orków. Te ostatnie mają stanowić atrakcję turystyczną.
Ile by to wszystko kosztowało? Pomysłodawca wylicza: 30 tys. zł na zmiany nazw na mapach i przystankach, 10 tys. zł na tablicę oraz 20 tys. zł na rzeźby. - Tak, jak w języku, precedens, który się upowszechnia staje się regułą, tak powszechnie funkcjonująca nazwa powinna zostać sformalizowana – czytamy w uzasadnieniu.
Pomysłodawca przekonuje, że zmiana posłuży promocji stolicy, przyniesie wzrost ruchu turystycznego i obrotów w tej branży.
Decyduje rada miasta
Czy tak się stanie? Sprawdzimy na orczej skórze, jeśli mieszkańcy Mokotowa poprą pomysł w głosowaniu. Tymczasem o komentarz poprosiliśmy radnych Warszawy, którzy decydującej o zmianach nazw ulic, skwerów czy placów w stolicy.
Do samej zmiany nie jest zresztą potrzebny budżet partycypacyjny - wystarczy wniosek podpisany przez 200 mieszkańców lub zgłoszony przez pięcioro radnych. Najpierw trafia na posiedzenie zespołu nazewnictwa miejskiego. To ciało eksperckie, działające przy biurze kultury złożone m.in. z varsavianistów, filologów. Oni opiniują jako pierwsi.
- Następnie wniosek kierowany jest do komisji nazewnictwa, która jako kolejna opiniuje i decyduje o przygotowaniu projektu uchwały. Ten trafia do rady miasta. O zmianie przesądza głosowanie - tłumaczy sekretarz komisji ds. nazewnictwa miejskiego Beata Kociołek-Kurek.
W takim wypadku na powitalną tablicę i rzeźby trzeba byłoby jednak zrobić zrzutkę.
Preferowane nazwy polskie
A jakie szanse ma sam pomysł? Przewodnicząca komisji nazewnictwa Anna Nehrebecka przyznaje, że wniosków o zmianę nazw osiedli jest niewiele, w porównaniu do liczby nowych propozycji dla ulic czy skwerów. Zaznacza jednak, że radni pochylą się nad każdą.
- Wszystko zależy od konkretnego wniosku i tego, jak nazwy są zakorzenione. Preferujemy nazewnictwo polskie - zastrzega. I dodaje, że z reguły to deweloperzy budujący nowe kolonie wychodzą z propozycjami. - Zwykle udaje się znaleźć jakieś rozwiązanie. Tak było w przypadku Żoliborza Artystycznego. Były też takie przypadki, jak na Powiślu, gdzie deweloper forsował na początku Copernicus Square. Teraz z kolei toczy się dyskusja nad projektem z Woli, gdzie miał powstać "Skwer Gwary Warszawskiej", nazwa nieco szokująca – komentuje Nehrebecka.
Pytana o Mordor zastrzega, że musiałaby zapoznać się z konkretnym wnioskiem, by go ocenić. Przyznaje, że sama z takim określeniem biurowego zagłębia... się nie spotkała.
Zagłębie biurowców zmaga się z problemami komunikacyjnymi:
skw/r
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl