Mężczyznę w płomieniach zauważyli w Alejach Ujazdowskich, naprzeciwko Kancelarii Premiera, funkcjonariusze BOR. Jak poinformował ich rzecznik, Dariusz Aleksandrowicz, około godziny 11.20 doszło tam do próby samóbójczej.
- Mężczyźnie pomogli funkcjonariusze BOR. Ogień ugasili kocami, wezwali policję i pogotowie - powiedział.
- To było samopodpalenie. Mężczyzna w stanie ciężkim trafił do szpitala - wyjaśnia w rozmowie z tvnwarszawa.pl Marek Niemirski, rzecznik pogotowia ratunkowego.
Mariusz Sokołowski - rzecznik KSP fot. TVN 24
Rozmawiał z policją
Sprawę wyjaśnia policja. Jak mówi rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski, według pierwszych ustaleń mężczyzna najpierw oblał się substancją łatwopalną, najprawdopodobniej rozpuszczalnikiem, a później podpalił. Po tym jak BOR-owcy udzielili mu pierwszej pomocy i po przyjeździe policji, poparzony jeszcze chwilę rozmawiał z policjantami.
- Mamy do czynienia z 49-letnim mężczyną, który najprawdopodobniej - tak wynika z pozostawionej przez niego korespondencji - miał problemy finansowe i te problemy pchnęły go do czynu, jakiego się dopuścił - precyzuje Sokołowski.
Poparzony miał przekazać też policjantom, gdzie w parku oblał się łatwopalną substancją. W tym miejscu znaleziono butelki.
Zostawił list do premiera
49-latek napisał też list do premiera, który przykleił do jednej z ławek w Łazienkach. Zawierał on obszerne fragmenty pochodzące z listu przesłanego do mediów, który skierowany był także do jego rodziny - podaje tvn24.pl. Andrzej Ż. pisze w nim o trudnej sytuacji rodzinnej i długach, które posiadał. Informuje również, że głosował na PO, ale się zawiódł. Krytycznie ocenia polityków różnych opcji, a także media, którym zarzuca brak niezależności.
Twierdzi też, że stracił pracę, bo poinformował Ministerstwo Finansów o nieprawidłowościach w urzędzie skarbowym, w którym pracował. Urzędnicy mieli przymykać oko na łamanie prawa.
Jak twierdzi, informacje o trudnej sytuacji wysłał także Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Napieralskiego, Kancelarii Prezydenta, Ministra Finansów i Julii Pitery. Kaczyński na konferencji prasowej stwierdził, że listu nie otrzymał.
Andrzej Ż. podkreślił, że dzień śmierci wybrał przypadkowo, ale sposób i miejsce już nie.
Żona i trójka dzieci
- Z listu wynika też, że jest spoza Warszawy, ale jednocześnie, że albo pracował, albo prowadził biznes na terenie Warszawy - mówił Sokołowski.
Jak podał PAP, Andrzej Ż. wcześniej był funkcjonariuszem w Centralnym Biurze Śledczym, w dziale przestępczości gospodarczej. Odszedł w 2006 roku. Ostatnio zaś był ochroniarzem w jednej z sieci handlowych.
Policja informuje, że mężczyzna ma żonę i trójkę dzieci. - Rozmawialiśmy z żoną. Twierdzi, że nie wiedziała o długach męża - powiedział Sokołowski.
fot. TVN24
Stan poważny
Na przesłuchanie 49-latka nie pozwolili na razie lekarze. Jego stan określają jako ciężki, ale życiu mężczyzny prawdopodobnie nic nie zagraża, chociaż ma poparzone 50 proc. ciała.
- Mężczyzna ma poparzenia pierwszego i drugiego stopnia oraz niewielkie głębsze, ale niezagrażające życiu - mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl Piotr Dąbrowiecki, rzecznik szpitala na Szaserów. O rokowaniach można będzie mówić za parę dni. - Poderzewaliśmy, że mogą być poparzone drogi oddechowe, stąd intubacja dla bezpieczeństwa pacjenta - mówi.
- Mężczyzna przebywa na sali intensywnej terapii. Wdrożono leczenie płynami i antybiotyki, założono opatrunki na oparzoną część ciała pacjenta - precyzował.
Piotr Dąbrowiecki - rzecznik szpitala na Szaserów fot. Marcin Gula/tvnwarszawa.pl
Sprawa w prokuraturze
Sprawę samopodpalenia wyjaśniają policjanci (przesłuchiwali m.in. kobietę, która przechodziła obok).
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście wszczęła już śledztwo w sprawie próby samobójczej mężczyzny - na podstawie artykułu 151. Kodeksu karnego. mówi on o tym, że osobie, która "namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie" grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia - podaje PAP.
Tusk czeka na informacje
Premier Donald Tusk w Bolegorzynie (woj. zachodniopomorskie), gdzie prowadził kampanię wyborczą, powiedział, że słyszał o tym zdarzeniu. Dodał, iż jest w stałym kontakcie ze swoją kancelarią. Chwilę później ogłosił, że w związku z incydentem skraca swój wyjazd i wraca do Warszawy - czytaj więcej na tvn24.pl.
Wieczorem pojawił się w szpitalu, gdzie leży poparzony mężczyzna - podaje tvn24.pl.
fot. TVN 24
fot. Marcin Gula/tvnwarszawa.pl
par/ec/ran//mz