Podejrzany o zamordowanie rodziców. "Zamknięty, jakby zły na wszystkich"

Morderstwo w Falenicy
Źródło: UWAGA! TVN
Zamknięte osiedle domków jednorodzinnych na południu Warszawy. To tu 25-letni Mateusz G. miał zamordować swoich rodziców, na oczach swojego młodszego rodzeństwa. Jakie były motywy tej zbrodni? Materiał programu "UWAGA!" TVN.

- Bełkotał coś ten młodszy, w ogóle go nie rozumiałem. Córka była bardziej opanowana, ale powiedziała że nic nie powie. Była cała ubrudzona krwią - mówi sąsiad rodziny Stanisław Kowalski, który był w pobliżu w chwili tragedii.

Wezwani na miejsce policjanci zatrzymali 25-letniego Mateusza G. Chłopak nie przyznał się do winy, odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.

Niespełnione oczekiwania?

Mateusz G. miał powiedzieć policjantom, że wpadł w szał, bo nie mógł wytrzymać pretensji rodziców o to, że nic w życiu nie osiągnął. Kilka lat temu przestał studiować, krótko pracował w sieci fast food. To wszystko miało nie podobać się jego mamie i tacie. Chcieli, aby ich syn w końcu się usamodzielnił i odniósł sukces.

Po kolejnej kłótni z ojcem miał zaatakować go kuchennym nożem. Matka zginęła, gdy próbowała ratować męża. Świadkami tragedii było rodzeństwo Mateusza: 22-letnia siostra i 16-letni brat.

- Z raportu wstępnego wynika, iż obu ofiarom zadano kilka ran kłutych, które skutkowały obfitym krwawieniem, a w konsekwencji zgonem ofiar - powiedział Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga-Południe.

Śledczy ustalili, że Mateusz G. w chwili zdarzenia był trzeźwy i nie ma podstaw do przyjęcia wersji, jakoby zabójstwa zostały dokonane w afekcie albo chwili zniesionej poczytalności. O motywach, jakimi mógł się kierować, jednak mówić nie chcą.

"Nigdy nie mówiła o rzeczach smutnych"

Sąsiad, pan Stanisław wspomina, że ani on, ani sąsiadka, która akurat parkowała pod domem, w chwili tragedii nie słyszeli żadnych podejrzanych hałasów. Z chłopakiem dobrze się nie znał. - Jak przechodziłem to ani "dzień dobry", ani nic nie mówił. Do wszystkich się tak odnosił, nie tylko do mnie. Taki był zamknięty, jakby był zły na wszystkich - mówi.

Dom rodziny sąsiaduje przez płot ze szkoła podstawową. Przed laty ukończył ją Mateusz wraz ze swym młodszym rodzeństwem. Także tam jako pedagog szkolny kilka lat temu pracowała ich matka.

- Cała trójka chodziła tutaj do szkoły podstawowej. Dzieci uczyły się dobrze, nie było żadnych problemów wychowawczych. To był dobry dom, dobra rodzina - mówi Małgorzata Wysocka dyrektor Szkoły Podstawowej nr 124 w Warszawie.

Ojciec Mateusza był inżynierem i konstruktorem budowlanym. Ostatnim miejscem pracy jego matki była zaś szkoła w pobliskiej Radości. - Pani Monika była osobą bardzo ciepłą, uśmiechniętą. Nigdy nie widziałam jej smutnej - wspomina wicedyrektorka tej placówki. Jak twierdzi, jej koleżanka z pracy nie tylko nie narzekała na syna, a wręcz chwaliła się dziećmi wśród znajomych. - Nigdy nie mówiła o rzeczach smutnych. O najstarszym synu nigdy nie rozmawiałyśmy - dodaje.

Mateusz G. najbliższe święta Bożego Narodzenia spędzi za kratkami - sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla 25-latka. - Zarzuty są poważne, w związku z czym decyzja nie jest szczególnie zaskakująca. Dbając o dobro swojego klienta, starałem się przekonać sąd, żeby było inaczej. Wydaje się, że zawsze jakieś niezbyt oczywiste możliwości w tej sprawie mogą się pojawić - mówi Olgierd Pogorzelski, obrońca Mateusza G.

ZOBACZ CAŁY MATERIAŁ NA STRONIE UWAGI! TVN

Krzysztof Spiechowicz, UWAGA!TVN

Czytaj także: