Na Mokotowie, tylko jednej nocy, paliły się trzy dostawcze lubliny. Jak informuje prokuratura, śledczy łączą pożary z wymuszaniem haraczy.
Pierwsze zgłoszenie wpłynęło do straży pożarnej tuż po północy, z soboty na niedzielę. Przy al. Niepodległości palił się daewoo lublin.
Ten pożar szczęśliwie udało się ugasić przechodniom jeszcze przed przybyciem zastępów. Ratownicy stwierdzili, że wokół samochodu rozlana została łatwopalna ciecz. Zabezpieczyli miejsce, sprawdzili zamkniętą na kłódkę skrzynię ładunkową i odjechali. Szczęśliwie w aucie zniszczył się tylko lakier.
Kolejny lublin płonął przed godziną 2, na ulicy Czerskiej. Gdy strażacy dotarli na miejsce ogień trawił komorę silnika. Od razu zaczęli gasić samochód. Żeby zalać wodą kabinę musieli wybić szybę.
Nie był to koniec akcji tej nocy. Największy pożar, do jakiego musieli pojechać tej nocy miał miejsce przy stacji metra Pole Mokotowskie. Po godzinie 3 ogień szalał w kabinie i pod maską kolejnego lublina. Po ugaszeniu pożaru, przed godziną 4, strażacy wrócili do koszar.
Okazuje się, że to nie jedyne pożary tego typu. - W kwietniu na Mokotowie miało miejsce jedno podpalenie. Te zdarzenia zostały powiązane – mówi prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Wymuszenia haraczy?
Śledztwo w tej sprawie trwa już od kwietnia. – Przyjmujemy, że ma to związek z wymuszaniem haraczy. Postępowanie prowadzone jest od kwietnia i zostało powiązane z kolejnymi pożarami samochodów – informuje Calów-Jaszewska.
Jak dodaje, śledztwo prowadzone jest w sprawie "sprowadzenia zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach".
Śledczy przesłuchali już świadków i przeprowadzili oględziny samochodów. Co udało się ustalić? Tego prokuratura nie zdradza. – Trwają czynności. Ustalamy sprawców – stwierdza krótko Calów-Jaszewska.
Na Grochowie spaliła się taksówka. Właściciel podejrzewał podpalenie:
wp/ran
Źródło zdjęcia głównego: Straż Pożarna