- Można uznać, że jest to nielegalne, ale nikt nam tego nie zabrania - nie ukrywa Piotr Chojnacki, syn właściciela firmy transportowej.
"Łamią wszelkie przepisy"
Jego ojciec urządził sobie parking dla ciężarówek na własnej posesji. Co gorsza, samochody stoją też na pobliskiej działce, u zbiegu ulicy Grzybowej i Instruktorskiej. - Nie mają pozwolenia na użytkowanie działki, co można sprawdzić w urzędzie. Łamią wszelkie przepisy - tłumaczy Dorota Strupichowska, mieszkanka pobliskiej ulicy Fizylierów.
Zaparkowane ciężarówki to utrapienie mieszkańców. Mają problemy, gdy próbują wyjeżdżać obok nich na główną ulicę Rembertowa. Ogromne samochody ograniczają po prostu widoczność.
Działka, na której stoją samochody należy do skarbu państwa. I choć na mocy uchwały dzielnicy, za nielegalne parkowanie ciężarówek grozi mandat, to właściciel firmy transportowej czuje się bezkarny. Od dziewięciu lat, żadnego mandatu się nie doczekał. Dlaczego?
"Odbijanie piłeczki"
- Nie mamy terenu na dodatkowy parking dla ciężarówek. Na terenie Warszawy może są jeszcze jakieś - zastanawia się Robert Kuś, wiceburmistrz dzielnicy. I dodaje, że wręczaniem mandatów właścicielowi firmy transportowej zajmuje się straż miejska lub policja.
Mieszkańcy, którzy mieszkają blisko dzikiej dobazy mówią jednak: dość. Zebrali podpisy i o pomoc proszą władze Warszawy i wojewodę. – Można zgłosić sprawę pani prezydent, ale zwróci się zapewne do nas. I tak będziemy sobie odbijać piłeczkę – nie kryje Robert Kuś.
ran/ec