- To był iście westernowski napad - mówi o porwaniu pociągu w Legionowie przedstawiciel przewoźnika. Kolejarze podkreślają, że sprawdziły się procedury bezpieczeństwa i to dzięki nim udało się zapobiec nieszczęściu. Chwalą też postawę dyżurnej ruchu i maszynisty.
Mowa o porwaniu pociągu towarowego w Legionowie. Wszystko zaczęło się około godz. 4. Do dyżurnej ruchu dotarła wówczas informacja o problemach w jednym z pociągów na stacji PKP Legionowo Przystanek.- Maszynista czekając na dalszą możliwość kontynuowania jazdy pociągu został napadnięty przez mężczyznę, który próbował dostać się do środka kabiny. Oczywiście maszynista użył procedury bezpieczeństwa, która nie pozwala wpuścić do środka osób postronnych - relacjonuje Kamil Duda z firmy Ecco Rail.Według jego słów, 35-letni napastnik wszedł na dach pociągu i został porażony prądem przez pantograf. Ale to go nie zniechęciło do dalszych działań. Kamieniami rozbił szybę w kabinie i dostał się do środka. – Potem, grożąc maszyniście śmiercią, kazał mu ruszyć – opisuje atak Duda.
"Naprowadziła zwrotnicami"
"Działanie służb podczas nocnego zdarzenia w Legionowie zgodne z procedurą" – oceniły Polskie Linie Kolejowe.
Jak przekazuje Karol Jakubowski z PKP PLK, dyżurna z ponad 20-letnim stażem zareagowała natychmiast. Zgodnie z przyjętą procedurą bezpieczeństwa przekazała informację o napaści do Straży Ochrony Kolei. Ta z kolei powiadomiła policję. Równocześnie dyżurna przygotowała drogę jazdy pociągu na "ślepy" tor boczny na stacji Legionowo, która znajduje się półtora kilometra dalej.
- Sterowała zwrotnicami i ułożyła rozjazdy tak, aby pociąg nie mógł wyjechać ze stacji - podkreśla Jakubowski.
Gdy pociąg zatrzymał się na stacji Legionowo, czekała już policji. Jak relacjonuje rzecznik Ecco Rail, maszynista wytłumaczył napastnikowi, że nie ma jak dalej jechać. - Napastnik wyskoczył na torowisko, przebiegł bezpośrednio przed innym, jadącym, pociągiem i uciekł na peron. Tam został już jednak zatrzymany przez policjantów – informowała Emilia Kuligowska z komendy w Legionowie.
"Skład mógłby się wykoleić"
Prokuratura, która zajęła się sprawą zaznacza, że dalsza jazda pociągu towarowego relacji Gdańsk - Pruszków składającego się z 23 wagonów mogła skończyć się wykolejeniem.
- Mamy dowody świadczące o tym, że gdyby nie pracownicy kolei, którzy skierowali pociąg na boczny tor, skład mógłby się wykoleić – mówi Marcin Saduś z prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym mężczyźnie może grozić osiem lat więzienia. Może usłyszeć także zarzuty za sterroryzowanie maszynisty i zniszczenia szyby w lokomotywie.
Śledczy nie ujawniają na razie, jakie motywy nim kierowały.
ran/b