Neurolog Marek Bachański, który leczył chore na padaczkę dzieci marihuaną, został dyscyplinarnie zwolniony z pracy w Centrum Zdrowia Dziecka. Sąd uznał, że dyrekcja szpitala postąpiła bezprawnie i nakazał przywrócenie lekarza do pracy. Czy to znaczy, że będzie on mógł leczyć swoich pacjentów medyczną marihuaną? Sprawą zajęła się Anna Kalita, której zmarły mąż walczył, by pacjenci mieli prawo do stosowania tej uznanej w świecie metody leczenia.
Doktor Marek Bachański został zwolniony z pracy jesienią 2015 roku. W jego obronie stanęli rodzice dzieci, które leczył.
Tysiące chorych
Przed Centrum Zdrowia Dziecka protestowała m. in. matka Krzysia, który w ciągu doby miał nawet ponad 200 ataków padaczki. Od czasu zastosowania zaleconego przez doktora Bachańskiego leczenia, chłopiec przesypia praktycznie całą noc. - Dzięki marihuanie ma 50 [ataków na dzień] maks - mówi Dorota Shewe, matka chorego Krzysia. Jej syn dostaje na razie łagodniejszy lek, którego stosowanie jest legalne. Tymczasem jest szansa, że gdyby Krzyś dostawał leczniczą marihuanę, liczba ataków padaczki mogłaby spaść jeszcze bardziej.
Jak wylicza Marek Bachański, osób z padaczką, która jest odporna na leki, jest w Polsce ok. 115 tys. - Trzeba wprost powiedzieć, że dla tych chorych nie mamy lekarstwa. Część z tych ludzi nie udaje się w ogóle uratować - mówi lekarz.
Zamiast morfiny
Zmarły w styczniu Tomasz Kalita, rzecznik SLD, mąż naszej dziennikarki, od kiedy zachorował na najcięższy nowotwór mózgu, rozpoczął walkę o legalizację marihuany w medycynie. Podkreślał, że pacjenci powinni mieć prawo do ratowania się wszelkimi możliwymi metodami.
Marek Bachański zaznacza, że w przypadku pacjentów nieuleczalnie chorych w ostatnich chwilach ich życia, kiedy najważniejsze jest uśmierzanie bólu, ulgę mogłaby przynieść właśnie lecznicza marihuana. - Zastosowanie medycznej marihuany w tym momencie daje to, że nie ma tak dużej ilości objawów niepożądanych, jak w przypadku morfiny - mówi lekarz. Dodaje, że marihuana jest też mniej uzależniająca niż morfina, która w naszym kraju jest legalna.
Dziś część chorych decyduje się zdobywać marihuanę nielegalnie. Jedną z takich osób jest Andrzej Szewczyk, który choruje na tego samego glejaka, co Tomasz Kalita. Pan Andrzej nazywa swojego raka "terminatorem".
- Ja od samego początku, równolegle z chemią i naświetlaniem, stosowałem olej z leczniczej marihuany - mówi. Przyznaje że w przewożeniu lekarstwa z Czech pomagali mu najbliżsi. Robili to, mimo że zdawali sobie sprawę, że mogą iść przez to do więzienia. Jak zaznacza pan Andrzej, rodzina do dziś spłaca związane z tym długi.
"Niecałkowite" zwycięstwo
Tymczasem teraz, gdy sąd nakazał przywrócenie Marka Bachańskiego do pracy, lekarz nie kryje satysfakcji. - Czuję się zwycięzcą, to jest bardzo miłe uczucie - mówi Marek Bachański. - Można powiedzieć, że przy pierwszej instancji wygrałem na swoim boisku 3-0, natomiast później w instancji odwoławczej wygrałem 1-0 na boisku gospodarza i to było zwycięstwo jednogłośne - porównuje.
W drodze do swojej dawnej pracy, do której teraz ma wrócić, Marek Bachański nie wie jeszcze, czy będzie mógł stosować metody lecznicze, które wcześniej były powodem jego zwolnienia. Ma o tym zdecydować rozmowa, którą odbywa tuż po przyjeździe do szpitala.
Gdy wychodzi przed budynek, okazuje się, że jego zwycięstwo jest "niecałkowite". - Pracuję, jestem zatrudniony, tyle tylko, że w pracowni diagnostycznej. Nie będę pracował w tym momencie pracował z pacjentami - mówi i zapowiada, że będzie dalej walczył.
Anna Kalita, UWAGA! TVN
kz/pm