- Miałem nadzieję na spokojny lot, ale był on trochę inny - przyznał jeden z pasażerów samolotu, który awaryjnie lądował na Lotnisku Chopina. Powiedział, że działania służb były wzorcowe. Pasażerowie zaś "poddawali się poleceniom niezwykle karnie".
- Mieliśmy wrażenie, że uczestniczymy w czymś niezwykle ważnym - mówi profesor Marcin Geryk, który leciał z Krakowa do Warszawy pechowym Bombardierem. - W połowie lotu pojawiła się informacja od obsługi, że będziemy lądować awaryjnie ze względu na problemy z podwoziem. Ja siedziałem w drugim rzędzie przy wyjściu awaryjnym. Poinformowano mnie, że być może będzie potrzeba otwarcia tych drzwi - opisywał na antenie TVN24 profesor.
Wzorowa postawa załogi
Dopytywany o reakcję pasażerów na komunikat o awaryjnym lądowaniu przyznał, że była "normalna i spokojna". - Pewnie też dlatego, że sposób przekazania tej informacji przez załogę był uspokajający. Powiedzieli nam, że będziemy lądować w nietypowej pozycji, z głową między kolanami, czyli tak zwanej pozycji bezpiecznej. (…) Polecili zabrać tylko to, co mamy na sobie. Część pasażerów się ubrała, ja wziąłem marynarkę. Kiedy padła komenda o lądowaniu i umieszczeniu głowy między kolanami, wszyscy się do tego dostosowali - relacjonował dalej. Geryk wskazywał, że był pozytywnie zaskoczony tym, jak "karnie i zdecydowanie pasażerowie stosowali się do wszystkich zaleceń załogi". Nie próbowali zabierać swoich bagaży, nie sieli paniki. Pasażer przyznał jednak, że poczuł pewne napięcie, kiedy samolot zaczął zbliżać się do lądowania. - Siedziałem przy oknie, widziałem migające światła służb. Miałem wrażenie, że uczestniczę w czymś poważnym i istotnym - powiedział. Przekonywał jednak, że wraz z innymi pasażerami wiedzieli, że są w dobrych rękach.
Szorowanie po płycie
- Samo lądowanie, czyli dotknięcie kołami płyty lotniska to była już ulga, bo wiedzieliśmy, że dolecieliśmy - przyznał profesor. Jak tłumaczył, najpierw ziemi dotknęły dwa tylne koła, potem przednie. Czuć było jednak, że jest problem z przednią golenią i maszyna nieco się obniżyła. - Później było już słychać szorowanie samolotu po płycie, ale miałem wrażenie, że było ono stosunkowo krótkie. Latam bardzo często, obserwuję różne techniki podchodzenia do lądowania, ono było bardzo łagodne i bardzo spokojne - opisywał profesor. Z relacji świadka wynika też, że pasażerami odpowiednio zaopiekowały się służby w Warszawie. Na płycie czekały dwa busy, które przewiozły ich do specjalnego terminala VIP. Tam zaś znajdowały się służby ratunkowe gotowe na udzielenie pomoc. - Według mojej wiedzy pomoc medyczna nie była nikomu potrzebna, ale prewencyjnie odpowiednie służby czekały na miejscu - powiedział.
Do awaryjnego lądowania samolotu lecącego z Krakowa do Warszawy doszło chwilę po godzinie 19. Przez cztery godziny port nie działał, loty odwołano, a samoloty kierowano na inne lotniska.
kw/b