Koronawirus w domu opieki przy Bobrowieckiej. Dyrektor: jestem u kresu sił

Zakład Opieki i Rehabilitacji przy Bobrowieckiej
Sytuacja w Zakładzie Opieki i Rehabilitacji przy Bobrowieckiej
Źródło: TVN24
Mokotowski dom opieki znalazł się w trudnej sytuacji po wykryciu koronawiusa. Od bliskich podopiecznych płyną sygnały o brakach kadrowych. Obecnie zajmuje się nimi także dyrektor zakładu.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Kwarantanna w Zakładzie Opieki i Rehabilitacji Akademickiego Centrum Medycznego przy Bobrowieckiej rozpoczęła się tydzień temu. - Od dyrekcji tej placówki usłyszałam, że sytuacja jest jeszcze pod kontrolą, ale to wysiłek zaledwie garstki osób, bo personel jest tutaj przerzedzony. Ten personel od tygodnia się nie zmienia, bo placówka jest zamknięta - relacjonowała na antenie TVN24 reporterka Maja Wójcikowska.

Z jej ustaleń wynika, że zakażenia koronawirusem zdiagnozowano zarówno u pracowników, jak i podopiecznych. Obecnie w placówce przebywa 56 seniorów. Często są to osoby schorowane, wymagające intensywnej opieki, inne potrzebujące dializ. Niektórzy podopieczni ośrodka są przewożeni do stacji dializ, jednak ze względu na ryzyko związane z koronawirusem jest to wymagająca operacja logistyczna.

"Sytuacja jest bardzo poważna"

Reporterka rozmawiała także z panem Andrzejem, którego 93-letnia matka przebywa w placówce. Mężczyzna twierdzi, że dostał od personelu informację, iż będzie musiał ją stamtąd zabrać. By móc to zrobić i umieścić kobietę w innym ośrodku, konieczne jest zaświadczenie lekarskie, że nie jest ona zakażona koronawirusem. Ale lekarz, który mógłby je wystawić jest na kwarantannie.

Z jego informacji wynika, że sytuacja jest bardzo poważna, a w ośrodku brakuje rąk do pracy. - Tylko tyle wiem i jest to informacja nieoficjalna. Nie mogę tego udowodnić, bo nie bywam w tym ośrodku - zastrzegł mężczyzna. - Panie pielęgniarki przebywają po kilka dni w tym ośrodku, pani dyrektor również osobiście pacjentami się zajmuje ze względu na braki kadrowe - dodał.

"Siedzę tu jak więzień"

Dyrektor ośrodka Dorota Kotowska przyznała w rozmowie z TVN24, że jest w pracy ósmy dzień z rzędu i pełni obecnie rolę pielęgniarki.

- Ja po prostu już jestem u kresu sił. Ja nie mam aresztu, a siedzę tu jak więzień, bo nikt nie jest w stanie mnie zastąpić na ten moment. Owszem dostałam pomoc w postaci opiekunek, bo takie osoby zawsze można bez przygotowania merytorycznego i zawodowego przyjąć do pracy i te najpotrzebniejsze rzeczy one zrobią dla chorych. Jednak nie zrobią wszystkiego - zaznaczyła dyrektor.

Jak wyjaśniła, problemem jest także dostęp do fachowej pomocy medycznej. - W tej sytuacji, w której jest Warszawa nie jest łatwo. Szpitale są przepełnione, karetki nie przyjeżdżają na wezwania. Trzeba się targować o każdy jeden przyjazd - mówiła.

"Nie zgłoszono problemów z brakiem kadry"

Zakład jako placówka prywatna podlega wojewodzie mazowieckiemu. Prowadząca go fundacja Nowe Horyzonty przekazała do urzędu informacje o wykryciu koronawirusa. Miało z nich wynikać między innymi, że zdiagnozowani podopieczni trafili do szpitali.

- Poinformowano, że władze placówki zgłosiły do sanepidu kompletną listę personelu, który miał styczność z osobami zakażonymi. 31 marca sanepid poinformował placówkę o wykonywaniu wymazów u osób z personelu medycznego i pomocniczego w miejscach odbywania kwarantanny. Wedle przekazanych informacji na 2 kwietnia zaplanowano pobranie wymazów od pacjentów - zaznacza Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego.

Jak dodaje, z pisma prezes fundacji wynikało, że dom opieki jest wyposażony w środki dezynfekujące i czyszczące oraz środki ochronne dla personelu. - Nie zgłoszono problemów z brakiem kadry - zastrzega Filipowicz. - W związku z sygnałami medialnymi o trudnej sytuacji kadrowej placówki - wojewoda zadeklarował, że może oddelegować personel do placówki, jednak zarząd fundacji musi określić zakres potrzeb, gdyż dotychczas urząd nie uzyskał takiej informacji - wyjaśnia.

Czytaj także: