Zapowiedź przyjazdu uchodźców na Targówek wywołała poruszenie wśród części mieszkańców. Napisali list do prezydent miasta i apelowali: "nie chcemy imigrantów z Syrii". Urzędnicy przekonują: "to jedno wielkie nieporozumienie", a wiceprezydent Jarosław Jóźwiak zwraca uwagę: - Uchodźcy mieszkają tam już od lat i nigdy nie sprawiali problemów.
W styczniu Internet obiegła informacja, że Urząd do Spraw Cudzoziemców (UDSC) wyłonił w przetargu pięć ośrodków, w których zamieszkają nowi uchodźcy. Są to placówki na terenie całego kraju, a jedną z nich jest warszawski ośrodek przy ulicy Księżnej Anny 24 na Targówku.
"Standardowe procedury"
Okazuje się jednak, że przetarg na ośrodki nie dotyczył uchodźców przenoszonych z Syrii w ramach planowanej właśnie przez kraje Unii Europejskiej relokacji. Ośrodek na Targówku funkcjonuje od czterech lat. Przebywają w nim wyłącznie kobiety z dziećmi, które trafiają do Polski z różnych krajów: Ukrainy, Gruzji czy Czeczenii. Rozpisany w styczniu przez UDSC przetarg dotyczył standardowych procedur. – Poprzednie nasze umowy wygasły i musieliśmy po prostu rozpisać nowy przetarg – mówi Ewa Piechota z Urzędu do spraw Cudzoziemców.
Jednak wiadomość o przetargu zaniepokoiła część mieszkańców - spodziewali się, że chodzi właśnie o nowych uchodźców z Syrii. Skierowali nawet do Hanny Gronkiewicz-Waltz petycję w tej sprawie. "Wyrażamy sprzeciw wobec przyjmowania i osiedlania uchodźców na terenie dzielnicy Targówek (…) czujemy się zagrożeni przybyciem imigrantów, tak odmiennych kulturowo" – pisali.
Stołeczny ratusz przekonuje, że w tej sprawie niewiele może zrobić. – O wszystkim decyduje Urząd do Spraw Cudzoziemców. To ich decyzja, na którą nie mamy żadnego wpływu – informuje nas Jarosław Jóźwiak, wiceprezydent Warszawy. Zapewnia jednak, że mieszkańcy Targówka nie mają się czego obawiać. – Ten ośrodek nie jest nowy. Tam od lat mieszkają uchodźcy i nigdy nie było zgłoszeń związanych z naruszaniem bezpieczeństwa – dodaje.
Uchodźcy z Syrii? "To nieporozumienie"
Obawy mieszkańców rozwiewa również Urząd do Spraw Cudzoziemców. – Doszło do wielkiego nieporozumienia – odpowiada Piechota. – Osoby, które trafią do ośrodka na Targówku, to nie są uchodźcy przenoszeni z Syrii w ramach planowanej właśnie przez kraje Unii Europejskiej relokacji. Wszystkie informacje, które pojawiły się w mediach na ten temat to jedna wielka bzdura. Ktoś zupełnie pomieszał tematy, a inni niestety w to uwierzyli – tłumaczy.
I zaznacza, że warszawski ośrodek będzie przyjmował, jak do tej pory, same kobiety i dzieci, które już wcześniej dotarły do Polski i czekają na otrzymanie formalnego statusu uchodźcy. Zdaniem rzeczniczki urzędu, nieprawdą jest również, że będą to setki osób. Placówka może zapewnić schronienie dla 150 cudzoziemców, a już w tej chwili znajduje się tam 118 osób.
Kiedy zatem przyjadą do Warszawy uchodźcy z Syrii, których relokacja jest aktualnie uzgadniana przez UE? Konkretnego terminu jeszcze nie ma. W mediach pojawiała się informacja, że miałoby to nastąpić już w marcu, co zdaniem rzeczniczki UDSC, jest nierealne. – Na razie trwają rozmowy na temat kandydatur zaprezentowanych polskiej stronie przez Grecję i Włochy. To osoby, które są już na terenie Europy i znajdują się w obozach dla uchodźców – informuje Ewa Piechota. Cała procedura jest długa i trudna. Urzędnicy muszą sprawdzić tożsamość i upewnić się, że cudzoziemcy nie będą stwarzać zagrożenia dla bezpieczeństwa i porządku publicznego w Polsce. – Pracują nad tym odpowiednio wykwalifikowane osoby – zapewnia Piechota.
Trudne warunki w ośrodku
We wrześniu 2015 roku reporterka tvnwarszawa.pl Katarzyna Śmierciak odwiedziła ośrodek na Targówku. "To połączenie domu samotnej matki, domu dziecka i taniego hostelu" – opisywała. Z jednej strony wyjątkowy, bo dający schronienie kobietom, które chciały uciec przed wojną. Z drugiej jednak zaniedbany i wymagający wsparcia. Jednym z kluczowych problemów placówki była mała liczba pracowników. Na ponad setkę podopiecznych w różnym wieku i różnym stanie psychicznym przypadało jedynie sześciu opiekunów. Pracownicy nie kryli, że jest im ciężko. "Bardzo mocno odczuwają braki kadrowe. Do dyspozycji podopiecznych jest psycholog, lekarze i pielęgniarki, ale brakuje pracowników socjalnych z prawdziwego zdarzenia" – pisała nasza reporterka.
– W takich miejscach zawsze ma się wrażenie, że rąk do pracy jest zdecydowanie za mało i przydałby się ktoś nowy. Mamy jednak określony budżet i w jego ramach się musimy się poruszać – tłumaczy rzeczniczka UDSC Ewa Piechota. Obecnie w ośrodku pracuje sześć osób, w tym dwie zatrudniane przez Urząd do Spraw Cudzoziemców. Pozostali to pracownicy administracyjni. Dodatkowo można skorzystać z pomocy psychologa czy pielęgniarki.
Pracownicy urzędu zapewniają jednak, że ośrodek na Targówku jest gotowy na przyjęcie nowych uchodźców. Gdyby tak nie było, nie stanąłby do przetargu i go nie wygrał. – Ośrodek zgłosił się sam, nie możemy nikogo do niczego zmuszać – przekonuje Ewa Piechota.
Przetarg dotyczył "świadczenia usług zakwaterowania i wyżywienia cudzoziemców". Urzędnicy analizowali kilka kryteriów, m.in. dzienną stawkę za zakwaterowanie jednego cudzoziemca czy też dzienną stawkę przygotowania i wydania wyżywienia. Placówka na Targówku zaproponowała bardzo korzystne ceny. Dzienna stawka zakwaterowania wyniosła 59,40 zł, natomiast dzienne wyżywienie dla jednego cudzoziemca oszacowane zaledwie na 2,16 zł brutto.
"Uchodźcy powinni iść do pracy"
– W Polsce cały czas obowiązuje tzw. "gettoizacja", czyli umieszczanie cudzoziemców w zamkniętych ośrodkach. To nie jest doskonały model, ale inne są raczej niemożliwe – mówi tvnwarszawa.pl dr Piotr Broda-Wysocki, socjolog z UKWS. – Rozlokowanie uchodźców w różnych dzielnicach i danie większej samodzielności mogłoby ich przerosnąć, zwłaszcza na początku – dodaje. Codzienne życie wiąże się z koniecznością podjęcia pracy czy zapisania dzieci do szkoły. Uchodźcy nie znają języka polskiego, nie znają obyczajów ani procedur obowiązujących w naszych urzędach. – Coś co dla nas jest małym problemem, dla nich mogłoby się okazać wielką barierą. Chyba, że istniałaby specjalna instytucja, której pracownicy cały czas opiewaliby się nimi. Koszty takiego rozwiązania byłyby jednak ogromne – tłumaczy dr Broda-Wysocki.
Umieszczanie cudzoziemców w ośrodkach to pomysł prostszy, zarówno dla urzędów, jak i dla nich samych. Co nie zmienia faktu, że model trzeba udoskonalić. Zdaniem eksperta, oprócz zamykania w ośrodkach, należy mobilizować uchodźców do podjęcia jakiejkolwiek pracy. – Obecny system jest zły, bo uchodźcy po prostu odzwyczajają się od pracy i poprzestają na odebraniu zasiłków. Życie z dnia na dzień, bez żadnych obowiązków z pewnością nie pomaga im wrócić do normalności – przekonuje.
Karolina Wiśniewska