Pogotowie do 30-kilkuletniej kobiety, która zginęła przygnieciona dachem, przyjechało dopiero po dwóch godzinach. Miejscowość, w której doszło do tragicznego wypadku, była odcięta od świata.
Do zdarzenia doszło w środę po południu w Kołodziążu, w powiecie węgrowskim na Mazowszu.
Silny poryw wiatru zerwał ze stodoły wielką część metalowego dachu. Blacha pokonała 150 metrów i upadła na młodą kobietę. 30-kilkulatka, która przyjechała z mężem i dziećmi na wakacje, została przygnieciona przez dach. Pomoc przyszła za późno Na miejsce wypadku nie mogła dotrzeć karetka pogotowia, ponieważ miejscowość została odcięta od świata. Każda z dojazdowych dróg była zablokowana przez powalone drzewa. Pogotowie przyjechało dopiero po dwóch godzinach. Chwilę wcześniej do Kołodziąża udało się przedrzeć lekarzowi z sąsiedniej wsi. Niestety było już za późno. Kobieta nie żyła. Zerwany dach ranił także brata kobiety. Na szczęście został tylko lekko ranny. Obecnie w całej miejscowości nie ma prądu. Nie wiadomo, kiedy zostanie przywrócony.
Autor: //ms / Źródło: tvn24.pl