1. Jak przebiegał lot i komunikacja z ziemią? Samolot wystartował z Kuala Lumpur 8 marca o godzinie 00.41. Miał wylądować w Pekinie o 6.30 rano. Boeing 777 wyposażony był w standardowy sprzęt: radio, transpondery oraz system ACARS, który pozwala wymieniać krótkie wiadomości pomiędzy samolotem a ziemią. Funkcjonuje za pośrednictwem fal radiowych lub transmisji satelitarnej.
O 01.07, po starcie, samolot wysyła ostatni komunikat za pośrednictwem systemu ACARS.
System ACARS może być wyłączony tylko przez osobę znajdującą się w kokpicie. Nie jest pewne, czy system został wyłączony już po słowach wypowiedzianych przez radio, czy przed. Wyłączenie systemu ACARS powinno być kluczowe dla ewentualnych porywaczy, bo system raportuje o wszystkim, co dzieje się z samolotem. 01.19: ktoś w kokpicie mówi przez radio: "Wszystko w porządku, przyjąłem" do malezyjskiej wieży kontroli lotów. To ostatnie zarejestrowane słowa. O 01.21 samolot znika z cywilnych radarów. Jest wtedy nad Morzem Południowochińskim między Malezją a Wietnamem. Wyłączony zostaje transponder - jedno z najważniejszych urządzeń przekazujących dane. Nie wiadomo, kto to zrobił. Jego wyłączenie może wskazywać na przejęcie samolotu, ponieważ dzięki temu można ukryć maszynę przed cywilnymi radarami. Inna z hipotez głosi, że transponder przestał działać, ponieważ samolot się rozbił. 02.15: malezyjski radar wojskowy pokazuje lot MH370 na południe od wyspy Phuket, w cieśninie Malakka. To setki kilometrów na zachód od ostatniej zarejestrowanej lokalizacji. 08.11: Ostatni sygnał wysłany przez samolot przechwycony przez satelity. Według źródeł amerykańskich, samolot jeszcze przez pięć godzin po tym, jak zniknął z radarów, przesyłał automatycznie dane przez satelitę. Dane pobierane i wysyłane były z silników Boeinga, produkowanych przez firmę Rolls Royce. To sugeruje, że samolot nie rozbił się, ale był jeszcze w powietrzu przez co najmniej cztery godziny po utracie kontaktu. W tym czasie mógł przelecieć tysiące kilometrów. 2. Gdzie może być maszyna? To wielka niewiadoma. Jeśli samolot faktycznie był w powietrzu cztery czy pięć godzin po zniknięciu z radarów, mógł przelecieć jeszcze nawet 3,5 tys. km. Mógł obrać dwie drogi: tzw. korytarz północny - prowadzący z Tajlandii przez Chiny w kierunku Kazachstanu lub korytarz południowy - z Indonezji w kierunku południowej części Oceanu Indyjskiego i Wysp Andamańskich. Jeśli się rozbił, mogło stać się to w tym rejonie. Do tej pory nie natrafiono na żaden ślad po boeingu. Chińskie satelity w ubiegłym tygodniu zlokalizowały "unoszące się na powierzchni wody obiekty". Obszar sprawdzono, ale obiektów nie udało się zlokalizować. W poszukiwaniach maszyny udział bierze już 26 krajów. Obszar poszukiwań rozciąga się niemal od wybrzeży Morza Kaspijskiego aż po południową część Oceanu Indyjskiego, w promieniu 5,2 tys. km od ostatniego miejsca, w którym znajdował się samolot.
3. Czy samolot mógł wylądować? Według "The Wall Street Journal", samolot mógł zostać uprowadzony, a porywacze zdołali nim wylądować, np. na którejś z Wysp Andamańskich lub wyspie Car Nicobar w archipelagu Nikobarów. Znajduje się na niej pas startowy długości 2,7 km, na którym duży boeing mógłby wylądować. Ta teoria ma jednak wiele dziur. Na Car Nicobar stacjonuje jednostka lotnictwa wojskowego Indii, która z pewnością nie przeoczyłaby tak dużego samolotu. Podobnie byłoby z jakimkolwiek innym lotniskiem; po prostu niemożliwe jest przegapienie lądowania pasażerskiego boeinga. 4. Co wiemy o pilotach? Pierwszy z nich to 53-letni Zahary Ahmad Szah, który pracował dla Malaysia Airlines od 1981 roku. Miał nalot ponad 18 tysięcy godzin. Podczas przeszukania jego domu znaleziono symulator lotów. Według ekspertów, nie jest to sytuacja nadzwyczajna, bo wielu pilotów ćwiczy w domu trudne sytuacje. Szah jest żonaty i ma trójkę dzieci. Drugi pilot to 27-letni Farik Ab Hamid, który latał w Malaysia Airlines od 2007 r. Miał prawie 2,8 tys. godzin nalotu. Mieszkał z rodzicami. Australijka Jonti Ross ujawniła w mediach, że podczas podróży w 2011 r. z Hamidem jako pilotem została przez niego zaproszona do kokpitu. W czasie podróży załoga miała palić papierosy i robić sobie zdjęcia. Jednak według szefów Malaysia Airlines, nie ma powodu, by sądzić, że to piloci uprowadzili samolot.
5. Czy samolot mógł zostać uprowadzony przez terrorystów? Tej hipotezy się nie wyklucza. Jeśli tak się stało, musieli zrobić to ludzie znający się na lotnictwie. Jak podano, na liście pasażerów był m.in. technik pokładowy, który mógł dysponować wiedzą na temat działania systemów maszyny. W samolocie byli też dwaj mężczyźni, którzy weszli na pokład na podstawie skradzionych paszportów. Posługiwali się irańskimi paszportami. Rozpoczęli podróż w Dausze, wymienili swe dokumenty w Kuala Lumpur; na pokład samolotu weszli ze skradzionymi paszportami włoskim i australijskim. Nie potwierdzono jednak, że mieli jakiekolwiek powiązania z terrorystami. Prawdopodobnie chcieli ubiegać się o azyl. 6. Czy mogło dojść do usterki technicznej? Do tej pory nie ma żadnej informacji, która sugerowałaby, że doszło do awarii. Nie znaleziono szczątków samolotu, załoga nie zgłaszała żadnych problemów, nie wykryto plam ropy na powierzchni wody. Eksperci przekonują, że trudno wyobrazić sobie, by w samolocie doszło jednocześnie do awarii wszystkich urządzeń komunikacyjnych, a potem katastrofy samolotu. Jedynym takim przypadkiem jest całkowita awaria zasilania, co jest niemalże niemożliwe. Oczywiście możliwe jest, że pilot wodował na oceanie, po czym samolot zatonął, nie pozostawiając śladów na powierzchni, lecz jest to mało prawdopodobne. 7. Czy piloci mogli umknąć radarom? Teoretycznie tak. Piloci mogli wyłączyć urządzenia służące do komunikacji i wykrywania i lecieć jeszcze przez wiele godzin na niskiej wysokości - zaledwie kilkuset metrów. To jednak wymaga sporych umiejętności i łatwo o katastrofę. Szkolenie z latania poniżej wysokości widocznej dla radarów przechodzą zwykle piloci wojskowi, ale ich samoloty wyposażone są w zupełnie inne urządzenia. 8. Jakie inne teorie pojawiły się w sprawie? W sprawie pojawiły się także bardziej fantastyczne teorie na temat boeinga. Mówiono, że zderzył się z dronem (te bezzałogowe samoloty latają jednak znacznie niżej niż duże pasażerskie maszyny). Pojawiła się też hipoteza, że maszynę porwali Koreańczycy z Północy; inna głosi, że samolot został "wessany" przez portal prowadzący do innego wymiaru. Internauci niestrudzenie szukają również potwierdzenia, że zniknięcie samolotu było przesądzone. "Lot 370 znika 7.03 (faktycznie zniknął 8.03 - red.), na wysokości 37 tys. stóp" - napisał jeden z nich. Oczywiście trudno brać takie informacje na poważnie. 9. Co z teorią o ładunku złota na pokładzie i sygnałem w telefonach pasażerów? Plotkę o złocie podchwyciła część ekspertów. Na pokładzie B777 miał znajdować się cenny ładunek - kilka ton złota. Ta informacja pochodzi z rozmowy między pilotami, którzy latają w malezyjskich liniach. Wiadomość nie została jednak w żaden sposób potwierdzona. Co do drugiej informacji, przekazali ją krewni zaginionych osób. Mówili, że już po zaginięciu samolotu słyszeli sygnał w komórkach swoich bliskich. Eksperci wyjaśniają, że jest to możliwe, bo nawet gdy telefon zostaje zniszczony, to sieć przy próbie połączenia próbuje zlokalizować telefon i połączyć się z nim. Gdy go nie znajdzie, połączenie zostaje przerwane. 10. Czy zaginięcie boeinga Malaysian Airlines przypomina sprawę Airbusa Air France? I tak, i nie. W 2009 roku samolot Air France lecący do Rio de Janeiro z Paryża rozbił się nad Atlantykiem w złej pogodzie. Pierwszy raz zlokalizowano szczątki kilka dni po katastrofie, ale dopiero po dwóch latach udało się odnaleźć wrak i większość ciał. Czarne skrzynki znaleziono także dopiero w 2011 r. Wystąpił więc podobny problem, jak w przypadku Malaysian Airlines - nie od razu wiadomo było, co stało się z samolotem. Po ostatniej rozmowie pilotów z wieżą, samolot wysyłał jednak informacje o parametrach lotu i awariach kolejnych elementów systemu. Dzięki temu łatwiej było ustalić jego przybliżoną lokalizację. Ustalono, że przyczyną katastrofy był splot okoliczności - zamarznięcie tzw. rurek Pitota oraz niewłaściwe postępowanie pilotów. Według raportu, prawdopodobne oblodzenie rurek Pitota odpowiedzialnych za pomiar prędkości spowodowało błędy w jej odczycie, co z kolei doprowadziło do wyłączenia autopilota i złej reakcji pilotów.
Joanna Kocik