Kolejarze przy pomocy dwóch ciężkich pociągów ratunkowych i dźwigu postawili na tory i usunęli z torowiska trzy wagony i lokomotywę z wykolejonego składu. Przewrócony wagon został odciągnięty na nasyp i na razie nie będzie stawiany na tory. Ruch jednym torem powinien zostać wznowiony w niedzielę wieczorem.
Jak poinformował w sobotę wieczorem rzecznik PKP PLK Krzysztof Łańcucki, początkowo planowano, że w niedzielę przed południem w miejscu wypadku ruch zostanie wznowiony jednym torem za pomocą lokomotyw spalinowych.
Jednak w związku ze spodziewaną dużą liczbą pociągów w kierunku Częstochowy (w związku z poniedziałkowymi jasnogórskimi uroczystościami święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny) postanowiono, że ruch zostanie wznowiony dopiero w niedzielę wieczorem po naprawieniu trakcji elektrycznej. Do tego czasu pociągi nadal będą jeździć objazdami.
- Umożliwi to obsługę wzmożonego ruchu pociągów jednym torem w miejscu wypadku w kierunku Częstochowy. W innym przypadku ruch pociągów spalinowych utrudniałby naprawę sieci trakcyjnej - powiedział Łańcucki.
Ekipy energetyczne przy użyciu dwóch pociągów sieciowych mają naprawiać sieć trakcyjną. Trwa także naprawa torowiska. Prace mają trwać także w nocy.
Skomplikowana akcja
Cała akcja była bardzo skomplikowana. Najpierw do wykolejonego składu podjechał specjalny pociąg transportowy z dźwigiem, za pomocą którego podnosi się wagony, z których każdy waży ok. 50 ton. Dlatego dźwig musi być, jak mówią kolejarze "zabudowany", aby zapewnić mu maksymalną stabilność.
W katastrofie, do której doszło w piątek około 16.15 w miejscowości Baby koło Piotrkowa Trybunalskiego, zginęła jedna osoba, a 81 trafiło do szpitali. Część rannych opuściła już placówki.
- Przyczyny wypadku nie są jeszcze znane. Stan torów w miejscu wykolejenia pociągu był dobry, można tam było jechać z prędkością 120 km na godzinę - powiedział rzecznik Grupy PKP PLK Krzysztof Łańcucki (kilka godzin później okazało się, że ograniczenie było do 40 km\h). Zdaniem Łańcuckiego, przyczyn wypadku może być bardzo dużo - mogła to być wina człowieka, ale mogła także zawieść technika.
Pasażerowie pociągu z przerażeniem wspominają moment katastrofy. - Po prostu zaczęliśmy koziołkować. Nagle zobaczyłam, że leżę na ziemi, głową do dołu, na mnie leżą ludzie. To dramat, to horror! - mówi jedna z poszkodowanych. Dodaje, że każdy każdemu pomagał. - Ale ten moment był straszny! - mówi z przejęciem.
"Poleciałem szczupakiem na korytarzu"
- Byłem w ostatnim wagonie między przedziałami. Pociąg jechał z dość dużą prędkością. Nagle uderzyłem o drzwi, zaczęli wpadać na mnie ludzie, którzy stali obok mnie. Po prostu przygnietli mi rękę naciskiem swych ciał - dodaje inny podróżny.
- Nic nie wiem. Był tylko huk - opowiada kobieta, która złamała rękę. - Pociąg jechał dość szybko, potem zaczął trochę kiwać, a potem już byłam na podłodze - mówi inna pasażerka.
- Poleciałem szczupakiem na korytarzu, zbiłem łapę, zegarek mi też zbiło. Poraniłem sobie rękę - dodaje poszkodowany.
Część osób opuściła już szpitale
Poleciałem szczupakiem na korytarzu, zbiłem łapę, zegarek mi też zbiło. Poraniłem sobie rękę. Poszkodowany w wypadku
W pociągu jechało około 280 pasażerów. Poszkodowani trafili do szpitali. Najwięcej - 34 osoby - do szpitala w Piotrkowie Trybunalskim, 15 osób przewieziono do szpitala w Tomaszowie Mazowieckim, 6 do szpitala w Bełchatowie, do szpitala w Brzezinach - 10 pacjentów i dwóch do szpitala im. Kopernika w Łodzi. Po jednym pacjencie przewieziono do szpitala im. WAM w Łodzi oraz szpitali w Końskich i w Sosnowcu. Część osób opuściła już placówki.
W sobotę na oddziałach w szpitalu w Piotrkowie przebywa jeszcze 11 osób. Mają one bardzo różne urazy - kręgosłupa, miednic, żeber czy kończyn. Jeszcze wczoraj została przeprowadzona jednak operacja. Życiu żadnej z osób nie zagraża niebezpieczeństwo.
Pięć najciężej poszkodowanych osób śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportowały do szpitali w Łodzi, Sosnowcu i Końskich.
Osoby lekko ranne uzyskały pomoc na miejscu zdarzenia, gdzie zorganizowano szpital polowy w namiocie, później zostały przewiezione autokarami do szkoły w miejscowości Baby. Tam także trafiły rzeczy podróżnych. Do wieczora wszyscy opuścili już szkołę.
PKP Intercity uruchomiło alarmowy nr telefonu (42) 205 55 73 dla rodzin ofiar i poszkodowanych w katastrofie pociągu Warszawa-Katowice.
Źródło: TVN24, PAP