Prokuratura Krajowa zdecydowała, że będzie wznowione śledztwo ws. stosowania za rządów PiS z lat 2005-2007 podsłuchów telefonicznych wobec polityków i dziennikarzy przez policję, CBA i ABW. Decyzja ta została ogłoszona po tym, jak prokuratura zdecydowała się odmówić wszczęcia śledztwa ws. podsłuchiwania dziennikarzy za rządów PO.
Rzeczniczka Prokuratura Krajowego Katarzyna Szeska - tłumacząc decyzję o wszczęciu śledztwa - powiedziała, że podczas śledztwa nie wyjaśniono "wszystkich okoliczności i nie zebrano kompletnego materiału dowodowego". Dodała, że jest "niespójność" między samą decyzją o umorzeniu, a jej uzasadnieniem. Nie podała żadnych szczegółów – śledztwo jest ściśle tajne. Szeska przyznała, że decyzja Prokuratora Krajowego, podjęta w drodze nadzoru służbowego, zapadła już jakiś czas temu (o czym nie informowano).
Decyzja ta została ogłoszona po tym, jak Prokuratura Okręgowa w Poznaniu zdecydowała się odmówić wszczęcia śledztwa ws. podsłuchiwania dziennikarzy za rządów PO. Chodziło o podsłuchiwanie rozmowy dziennikarza "Rz" Cezarego Gmyza z Bogdanem Rymanowskim z TVN oraz prawnika Romana Giertycha z Wojciechem Sumlińskim. Do prokuratury wpłynęły dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Gmyz napisał o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na nielegalnym - jego zdaniem - podsłuchiwaniu i wykorzystaniu rozmów między nim a Rymanowskim. Drugie, złożone przez mec. Giertycha, dotyczyło nielegalnej - jego zdaniem - kontroli rozmów między nim a jego klientem, Wojciechem Sumlińskim. Uznano jednak, że nie doszło do żadnego z przestępstw, o których pisali oni w swych doniesieniach.
Umorzone śledztwo ws. podsłuchów za czasów PiS
31 lipca br. zostało umorzone śledztwo ws. przekroczenia uprawnień od 2005 r. do 2007 r. przez Zbigniewa Ziobrę - ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Prokuratorzy badali m.in. działanie ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, który miał bez podstawy prawnej polecać szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, szefowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego, komendantowi głównemu policji i dyrektorowi Centralnego Biura Śledczego składanie wobec określonych osób wniosków o zarządzenie kontroli operacyjnej. Drugim wątkiem śledztwa było przekroczenie uprawnień w tym okresie przez szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który miał wnioskować bez podstawy prawnej do Prokuratora Generalnego i sądu o zarządzenie takiej kontroli operacyjnej.
"Nie uzyskano żadnych dowodów"
Podstawą umorzenia było stwierdzenie - w dwóch punktach, że czynu nie popełniono, w jednym - wobec niestwierdzenia znamion przestępstwa, a w innym - wobec braku "dostatecznych dowodów" przestępstwa.
- Czynności nie pozwoliły na uzyskanie dowodów wskazujących na to, aby którakolwiek z wymienionych służb państwowych naruszyła prawo i obowiązujące w zakresie stosowania podsłuchów reguły postępowania - podawała wtedy zielonogórska prokuratura. - Nie uzyskano żadnych dowodów na złamanie obowiązujących procedur, związanych ze stosowaniem przez poszczególne służby technik operacyjnych, a w tym kontroli operacyjnych oraz procedur związanych z ujawnianiem, przekazywaniem i przechowywaniem informacji niejawnych - dodano.
Kaczyński i Ziobro na przesłuchaniu
W grudniu 2007 roku prokurator krajowy przekazał do Zielonej Góry zawiadomienia dotyczące wątpliwości co do legalności stosowania przez policję, CBA i ABW kontroli operacyjnej. Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze w styczniu 2008 r. wszczęła śledztwo własne.
W postępowaniu przesłuchano b. premiera Jarosława Kaczyńskiego, b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i b. szefa ABW Bogdana Święczkowskiego. Przesłuchiwani byli również znani z mediów ogólnopolskich dziennikarze, w celu ustalenia numerów telefonów przez nich użytkowanych w okresie objętym postępowaniem.
- Decyzja nie mogła być inna - tak Ziobro skomentował umorzenie sprawy. Według Ziobry, "opinii publicznej umknął fakt, że z danych statystycznych podawanych przez media wynika, iż za czasów PiS liczba podsłuchów nie wzrosła, ale zmalała". Podkreślił, że prokuratura badając sprawę miała dostęp do wszelkich materiałów w sprawie podsłuchów, i dogłębnie zbadała sprawę, dlatego gdyby ktoś wracał do tej sprawy "naraża się na pozew sądowy".
Kaczmarek o nielegalnych podsłuchach
O nielegalnych podsłuchach miał mówić w 2007 r. przed sejmową speckomisją b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Według niego, do przedłużania podsłuchów miał służyć kruczek prawny, zgodnie z którym możliwy jest podsłuch bez zgody sądu, trwający do pięciu dni. Przed upływem tego czasu wyłączano na chwilę nasłuch. Następnie włączano go powtórnie.
Gdy premier Donald Tusk mówił wtedy, że ma zaufanie do obecnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, dodawał, że wcześniej w Agencji "nie działo się najlepiej". Szef ABW za rządów PiS Bogdan Święczkowski replikował wówczas, że "podsłuchy były używane jedynie w uzasadnionych przypadkach, zawsze za zgodą sądu".
W 2008 r. ABW podała, że złożyła siedem zawiadomień do prokuratury w wyniku kontroli wewnętrznej działań Agencji z lat 2006-2007. Nieprawidłowości dotyczyły przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy ABW, ujawniania tajemnicy i poświadczania nieprawdy. Śledztwa w tych sprawach prowadzą warszawskie prokuratury - okręgowa i apelacyjna.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24