Zarzut spowodowania wypadku drogowego i ucieczki z miejsca zdarzenia usłyszał 58-letni woźnica, którego spłoszony koń z saniami stratował w poniedziałek na Gubałówce siedem osób. Mężczyźnie grozi do 4,5 roku pozbawienia wolności. Woźnica nie został aresztowany, do czasu procesu pozostanie pod nadzorem policyjnym.
Do tragicznego zdarzenia doszło w poniedziałkowe popołudnie na Gubałówce. Oszalały koń wyrwał się woźnicy i wraz z saniami stratował grupę turystów. Do szpitala trafiło sześć osób, dwie najciężej ranne zabrał śmigłowiec TOPR.
Woźnica uciekł. Jak tłumaczył podczas przesłuchania, próbował biec za spłoszonym koniem. Kiedy jednak mu się to nie udało, nie wrócił na miejsce zdarzenia. - Bałem się reakcji poszkodowanych osób i świadków - mówił policjantom.
Zatrzymany w poniedziałek wieczorem przez policję został zbadany alkomatem. - Trzykrotny wynik wskazywał 0,00 - mówi "Tygodnikowi Podhalańskiemu" Monika Kraśnicka Broś, rzecznik prasowa zakopiańskiej policji. Został on powtórzony, aż trzy razy, bo z zeznań świadków wynikało, że woźnica był pijany.
Kierowanie saniami bez uprawnień
We wtorek policja zatrzymała kolejnego podejrzanego o kierowanie saniami. - Z przeprowadzonych we wtorek przesłuchań świadków wynika, że pechowymi saniami kierował jednak pierwszy zatrzymany. Drugi jechał w saniach z tyłu i jest świadkiem w sprawie.
Sanie, którymi powoził 58-latek nie były zarejestrowane. - Okazuje się, że sanie nie muszą być nigdzie zarejestrowane. Tak było w tym przypadku. Dodatkowo, jeżeli ktoś ukończył 18 lat nie musi posiadać żadnych uprawnień do kierowania saniami - zauważa rzecznik Monika Kraśnicka Broś.
Źródło: "Tygodnik Podhalański", TVN24,PAP