Stan dwóch z sześciu osób, które zostały stratowane przez spłoszonego konia z saniami, jest poważny. Jeden z woźniców przebywa od poniedziałku w izbie zatrzymań. Dla prokuratury, która bada okoliczności wypadku, sytuacja się komplikuje. We wtorek zatrzymano drugiego woźnicę. Nie wiadomo do końca, kto powoził i któremu z zatrzymanych postawić zarzuty.
W wypadku rannych zostało sześć osób. Wszyscy trafili do szpitala. Lekarze zdecydowali się zatrzymać pięć z nich. Stan dwóch jest ciężki, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Kto powoził saniami?
Nie jest jasne, kogo obarczyć odpowiedzialnością za to, co się stało. We wtorek został zatrzymany drugi woźnica. Śledczy próbują ustalić, który z zatrzymanych mężczyzn - w chwili kiedy koń stratował turystów - trzymał lejce. Nie jest wykluczona wersja, że woźnica zatrzymany w poniedziałek przyznał się za kolegę. Był trzykrotnie badany alkomatem i okazało się, że był trzeźwy. To nie zgadza się z relacjami świadków, według których od powożącego zaprzęgiem czuć było woń alkoholu. Ten wątek mają wyjaśnić trwające przesłuchania.
Co spłoszyło zwierzę?
Do wypadku doszło w poniedziałek około godziny 15.10. W okolicach górnej stacji kolejki na Gubałówce koń zerwał się woźnicy i z saniami popędził drogą w stronę Polany Szymoszkowej.
- Koń z saniami wjechał w grupę pieszych spacerujących grzbietem Gubałówki. Woźnica wraz z pasażerami wypadł z sań. Próbował jeszcze za lejce zatrzymać spłoszonego konia, ale nie był w stanie - powiedziała rzeczniczka zakopiańskiej policji, st. asp. Monika Kraśnicka-Broś. W tym czasie Gubałówką przechodził tłum turystów. Część osób zdążyła uciec spod kopyt oszalałego konia.
- To cud, że żyjemy. To były sekundy - mówią poszkodowani. - Wszyscy krzyczeli. Nikt nie wiedział, co się dzieje - relacjonowała jedna z turystek. To się stało dwa metry za moimi plecami. Były osoby nieprzytomne, ciężko ranne. Wezwaliśmy 112 - dodaje. Chwile grozy przeżyli też rodzice małego dziecka, które wraz z wózkiem zostało porwane przez pędzące sanie. - Koń porwał wózek z dzieckiem. Żonę przewrócił. Dziecku na szczęście nic się nie stało - mówi turysta.
W akcji ratunkowej uczestniczyło kilka karetek pogotowia ratunkowego, śmigłowiec TOPR, policjanci i strażacy.
Wciąż nie wiadomo, co spłoszyło zwierzę.
Źródło: Tygodnik Podhalański.pl. PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24