To Jarosław Gowin może się okazać zwycięzcą wyborów w PO. Spodziewałem się bowiem, że Donald Tusk otrzyma 90 proc. głosów - powiedział w "Faktach po Faktach" były prezydent Lech Wałęsa. Odniósł się w ten sposób do nieoficjalnych informacji "Faktów TVN", z których wynika, że na premiera oddano w głosowaniu korespondencyjnym 70 proc. głosów, zaś na byłego ministra sprawiedliwości - 20 proc. Było też 10 proc. głosów nieważnych. Głosy internetowe będą jeszcze liczone.
Wałęsa stwierdził, że nie jest zaskoczony wynikami wyborów w PO, choć - jak zaznaczył - spodziewał się, że Tusk dostanie 90 proc. głosów.
- Jego argumentacja była słuszniejsza, jak na te czasy. Oczywiście w przyszłości może być inaczej, ale teraz kiedy taki jest stan kraju, kiedy opozycja się tak ustawia i inne grupy społeczne, trzeba zdecydowanego przewodzenia - powiedział były prezydent.
W opinii Wałęsy, można powiedzieć o Gowinie, że jest niejako wygranym wyborów PO. Z kolei Tusk ma problem, co zrobić z tak dobrym wynikiem swojego rywala, w sytuacji, kiedy w partii potrzebna jest jedność, by wygrać kolejne wybory.
Były prezydent zaznaczył, że teraz Gowin zostanie zapewne wyrzucony z PO. - Czy może grać solo? Nie za bardzo. Nic nowego też nie zbuduje - ocenił Wałęsa.
Nie chciał przesądzać, czy po usunięciu Gowina z Platformy, Jarosław Kaczyński powinien go przyjąć do PiS-u.
"PiS szybciej odjedzie niż dojdzie do władzy"
Wałęsa pytany, czy PO może przegrać za dwa lata wybory z PiS-em, odpowiedział, że raczej nie. Jeśli jednak - jak zaznaczył - tak się stanie, to partia Kaczyńskiego uzyska niewielką przewagę nad PO.
- PiS i tak nie będzie w stanie z kimkolwiek czegoś utworzyć (koalicji - red.) - powiedział Wałęsa.
Dodał, że nawet, gdyby PiS wygrało z dużą przewagą nad PO i mogło samodzielnie rządzić, to i tak nie byłoby w stanie zrobić więcej niż Platforma.
- Nie ma z czego Polsce dać więcej - zaznaczył Wałęsa.
Dodał, że PiS, które zraziło do siebie i Wschód i Zachód nie jest też w stanie nic dla Polski załatwić. - To spowoduje, że PiS szybciej odjedzie niż dojdzie do władzy. Nie mam co do tego wątpliwości - powiedział były prezydent.
W opinii Wałęsy spadające sondaże PO, to m.in. pokłosie braku odpowiedzi ze strony rządu na populizm i demagogię ze strony opozycji.
"Zagłosowałbym za Gronkiewicz-Waltz"
Wałęsa odniósł się też do referendum w Warszawie. - Wziąłbym w nim udział, ale zagłosowałbym za pozostawieniem Hanny Gronkiewicz-Waltz na stanowisku prezydent Warszawy - oznajmił.
Był prezydent podkreślił, że nie widzi podstaw do odwołania Gronkiewicz-Waltz. - Jest bardzo aktywna, stara się - stwierdził były prezydent.
I dodał: - Widzę, jak Warszawa się buduje. Nie da się inaczej, kiedy się buduje, jest bałagan, i ciężko przejechać i dojść, i to się może nie podobać. No, ale budujemy. Warszawa się buduje. Żadne inne miasto nie jest tak pięknie budowane.
W tej sytuacji, jak zaznaczył, ani Gronkiewicz-Waltz ani demokracja nie zasłużyły sobie na takie traktowanie i niepotrzebne wydawanie pieniędzy na referendum, można je przeznaczyć na coś innego.
W opinii Wałęsy, nie ma niczego złego w tym, że Tusk namawiał warszawiaków, by nie brali udziału w referendum i tym samym dali wyraz poparcia dla Gronkiewicz-Waltz.
- Demokracja na to pozwala. Można iść i głosować za panią Waltzową, można nie iść i to też jest głosowanie za panią Waltzową - powiedział Wałęsa.
Były prezydent dopytywany, czy zgadza się z zarzutem, iż Gronkiewicz-Waltz nie komunikuje się z mieszkańcami Warszawy, odpowiedział, że nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, bo taka jest specyfika polskiej polityki.
- Trzeba robić to, co na Zachodzie, co sobotę spotkania na łączce. Prezydenci powinni rozmawiać z obywatelami, pytać, wypić piwko, zjeść kiełbasę. Czegoś takiego nam brakuje, nie robimy tego po tak wielkiej rewolucji (upadku komunizmu - red.). A to powoduje, że są niedomówienia - powiedział Wałęsa.
"Wałęsa-zarozumialec"
Były prezydent był pytany, dlaczego nie podoba mu się sposób, w jaki został przedstawiony w filmie Andrzeja Wajdy pt. "Wałęsa. Człowiek z nadziei".
Po jego obejrzeniu stwierdził, że "nie bardzo mu to leży, taka bufonada. Bo nie był bufonem". Chodziło o pierwsze sceny filmu, w których grany przez Roberta Więckiewicza Wałęsa odmawia udzielenia wywiadu Orianie Fallaci.
- Przygotowywałem się do wyjazdu, a ona chodziła krok w krok za mną i mówiła, że ma być długi wywiad. Odpowiadałem, że nie mogę, muszę jechać, bo Polska mi się pali. A ona nie słucha, drzwi otwiera, wchodzi, szarpie mnie, ja się wkurzyłem i mówię: "Wyrzucę panią" - relacjonował Wałęsa, dodając, że jego słowa bardzo oburzyły dziennikarkę.
- Wajda o tym nie wiedział. Wiedział, że woda sodowa uderzyła mi do głowy. On uważa, że Wałęsie się udało wygrać z komuną, bo był odważny, a jednocześnie butny, pewny siebie, nie słuchał nikogo. I z tego wyprowadził ten film - powiedział były prezydent.
I dodał: - To świetny film, Wajda to świetny reżyser. Problem polega na tym, że w Polsce wytworzyły się trzy grupy, jeśli chodzi o ocenę Wałęsy. Jedni mówią, to niemożliwe, żeby tego dokonał, musiała mu pomóc bezpieka, a więc agent bezpieki. Drudzy mówią: to fenomen, Duch Św. mu pomagał. A jeszcze inni mówią: Dyzma. Wajda musiał wybrać jakąś koncepcję, kto to jest ten Wałęsa.
W opinii byłego prezydenta, wyszło tak, że Więckiewicz gra Wałęsę-zarozumialca. A to, jak przyznał, mu się nie podoba.
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24