- Nam nie po drodze do urn. Kataklizm mamy - tłumaczą powodzianie ze Świętokrzyskiego i dokonują kalkulacji: godzina poświęcona na wybory to kilkadziesiąt wiader mułu wybranego z zalanych mieszkań. Są i tacy, którzy udadzą się oddać głos do sąsiednich wiosek. - Jak mnie nowy prezydent zawiedzie, to wyciągnę wnioski w wyborach samorządowych - mówi mieszkaniec Wilkowa.
Leszek Podeszwa jest psychiatrą i opiekuje się powodzianami z Sandomierza. Mówi, że po drugiej fali coś w sandomierzanach pękło. - Po pierwszej fali ludzie pytali się nawzajem o straty, deklarowali pomoc. Po drugiej fali zamknęli się w sobie - tłumaczy.
- Siostra mieszka po prawej stronie miasta. Straciła dobytek życia - opowiada Katarzyna Maj, wolontariuszka z Caritasu. - Walczyła o ocalenie domu jak lew przed pierwszym zalaniem. Przy drugim już z mniejszym impetem. Po niedzieli ma nadejść trzecia fala. Siostra macha już na to ręką. Na wybory też.
Marcin Nowak ma 27 lat. Przerwał studia pedagogiczne bo nie starczało na czesne. Z początkiem czerwca miał zacząć pracę w hurtowni. Nie zaczął. Hurtownika zalało i zwinął interes.
"Jesteśmy bankruci"
- Tu klęska żywiołowa a ja mam o wyborach myśleć? To jak w żałobie planować wesele - przekonuje Nowak. - Nie pójdę na wybory. Wiem, że prawie nikt z moich bliskich nie pójdzie. Żenuje mnie to udawane zainteresowanie liderów politycznych. Dlaczego ich teraz nie ma z nami? Czy rzeczywiście dzieje się gdzieś w Polsce coś ważniejszego?
- Nie w głowie nam wybory - mówi Janina Czajka, sadowniczka z miejscowości Brzozowo w lubelskiem. Wskazuje na ogrodzenie, wysokie na półtora metra. - Jeszcze kilkanaście dni temu syn przepływał nad płotem łódką.
Za płotem gnijące drzewa owocowe - jabłka, wiśnie. - Wszystkie do wycięcia. Następne obrodzą w owoce za cztery lata - tłumaczy syn Janiny Czajki, Andrzej. - Jesteśmy bankruci.
- Tusk dał nam półtora tysiąca. Wie pan co ja za to odbuduję? - pyta Janina.
- Władza ma nas gdzieś. Jak pytałem władzę jak osuszyć pole, jak wypompować wodę, to odpowiedzieli, żebym dupą wypompował - żali się Andrzej Czajka.
We wsi Rybitwy (świętokrzyskie) zalało wszystkie 11 domów. - I nikt nie pójdzie głosować - mówi mieszkanka Teresa Kantarek.
"Wypompuj dupą"
Łukasz Wosik jest strażakiem w miejscowości Wilków w lubelskiem. Kiedy dwumetrowa woda zalewała miasto, zostawił dom i ruszył ratować ludzi. Wrócił do domu po dwóch tygodniach.
- Ja przez ten czas wójta w Wilkowie nie widziałem - mówi Wosik. I zaraz dodaje: Chciałbym wiedzieć kto wysłał wojskowy helikopter, który zrobił sztuczną falę w chwili gdy wielka woda docierała do Wilkowa. Mówi się, że naszym kosztem ocalał Kazimierz Dolny.
Strażacy: "Potrzebujemy psychologa"
Z nieoficjalnych rozmów ze strażakami biorącymi udział w akcji ratunkowej Sandomierza:
"Jak zadzwonisz do rzecznika to powie ci, że sytuacja trudna, ale pod kontrolą. Gówno, a nie pod kontrolą. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy. Potrzebujemy psychologa".
"Jak zalało Sandomierz i przyjechali dziennikarze, to lokalne władze prowadziły kamery pod swoje domy. A przed kamerami ustawiano ekipy ratunkowe i oczyszczające".
"Do wtorku niektóre ulice Nadbrzezia (zalana dzielnica Sandomierza - przyp. red.) były nieprzejezdne. Przed domami walały się piramidy zniszczonych mebli. Teraz zaczęło się osuszanie. W miasto wyjechały też śmieciarki. Nie wyjechałyby do dziś gdyby nie wybory w niedzielę".
"Zagłosuję, mimo wszystko"
Wśród powodzian są i tacy, którzy do urn pójdą. Joanna i Henryk Kuś z Wilkowa nie opuścili żadnych wyborów. W tym roku udadzą się oddać głos do sąsiedniej miejscowości (jeszcze nie wiadomo do której), bo z powodu zniszczeń lokal wyborczy w Wilkowie został przeniesiony.
- Poza Wilkowem przeniesione zostaną jeszcze dwa lokale w okręgu rzeszowskim - informuje Beata Tokaj, dyrektor Zespołu Prawnego i Organizacji Wyborów w Państwowej Komisji Wyborczej.
- Straciliśmy z żoną wszystko. Dom i trzy tony chmielu, z którego żyjemy. Ale co to ma wspólnego z wyborami? - pyta Kuś.
- W niedzielę oddam głos - deklaruje Urszula Wiśniewska, pracowniczka banku w Sandomierzu. Mówi przez łzy, bo woda zniszczyła w dom, w którym mieszkała raptem półtora roku.
- Ale politykom, tym na górze i lokalnym, mam wiele do zarzucenia - mówi. Od miasta dostała drobną zapomogę, dziesięć puszek konserw i jedną parę kaloszy. Drugą, dla męża, musiała kupić sama. - Codziennie jestem zbywana, gdy proszę w urzędzie miasta o osuszenie domu. Na piętrze mam 30 cm mułu - tłumaczy. - W stołówce tutejszej bursy wydawane są obiady dla powodzian. Nie rozumiem dlaczego mamy za nie płacić 8 zł - dodaje.
"Jak za komuny"
- Na wybory trzeba iść - mówi Mieczysław Kilarski z Sandomierza. - Rząd mi nie odpowiedział, to może przyszły prezydent odpowie dlaczego pijaczek bez pracy dostaje sześć tysięcy zapomogi a ktoś kto pracował całe życie i płacił podatki często dostaje mniej - zastanawia się Kilarski.
Bezrobotni mężczyźni z Nadbrzezia żartują: Przed wyborami wróciła komuna. Znów wszyscy mamy po równo.
Maciej Wasielewski/ola
Jak pomóc powodzianom www.tvn24.pl/pomoc
Wszystko o wyborach: www.tvn24.pl/wybory
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl