Rząd postanowił o odwołaniu się od wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Alicji Tysiąc. - Zwyciężyła polityka - komentuje Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Odwołanie nic rządowi nie da, a za granicą znów będzie huczało o Polsce - uważa Bodnar. Jego zdaniem nie jest wcale przesądzone, że sprawa w ogóle zakwalifikuje się do rozpoznania przez Wielką Izbę Trybunału.
- Mam przekonanie, że Trybunał podtrzyma swoją decyzję i rząd polski ponownie przegra - wtóruje Wanda Nowicka z na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Zdaniem przewodniczącej FKPR, polski rząd powinien pogodzić się z wyrokiem i zrobić wszystko, żeby kobiety takie jak Alicja Tysiąc mogły z tych swoich praw skorzystać, a nie walczyć z nią. - Odwołanie pokazuje, że rząd nie chce, żeby kobiety w ogóle przerywały ciążę - podsumowuje Nowicka.
Na złożenie odwołania rząd ma czas od północy. Trwa tłumaczenie dokumentu na język angielski.
Trybunał w Strasburgu uznał w marcu, że Polska naruszyła artykuł 8. Konwencji Praw Człowieka, dotyczący prawa do poszanowania życia prywatnego, odmawiając Alicji Tysiąc usunięcia ciąży.
Sprawa dotyczy prawa do aborcji. Alicja Tysiąc, matka dwójki dzieci, cierpiała od wielu lat na poważną wadę wzroku. Kiedy w 2000 roku zaszła w ciążę, trzej okuliści uznali, że może dojść do pogorszenia jej wzroku. Odmówili jednak wydania zaświadczenia zalecającego usunięcie ciąży ze względów zdrowotnych. Taka aborcja w świetle polskiego prawa byłaby dopuszczalna.
W sprawie nie chodzi tylko o odszkodowanie dla kobiety. Wejście w życie tego wyroku - według niezależnych ekspertów - oznaczałoby bowiem, że konieczna byłaby nowelizacja ustawy antyaborcyjnej. A PiS, po ostatniej awanturze ze zmianą konstytucji, nie chce wracać do tego drażliwego tematu. Dlaczego zgoda na wyrok oznacza zmianę ustawy?
Trybunał Praw Człowieka orzekł w marcu tego roku, że jeśli państwo dopuszcza możliwość aborcji w określonych sytuacjach, to nie może utrudniać skorzystania z tej możliwości. Powinno się ustanowić niezależny organ, do którego kobieta może się odwołać od odmowy wykonania aborcji. W przypadku Alicji Tysiąc, której lekarz odmówił usunięcia ciąży mimo zaawansowanej wady wzroku, takiego organu zabrakło.
- Jeśli nie byłoby odwołania, trzeba by zmienić ustawę antyaborcyjną - mówi Marek Nowicki, prawnik i były wiceprzewodniczący jednej z izb Europejskiej Komisji Praw Człowieka w Strasburgu. - Tylko ustawa może stworzyć taki organ.
Według naszych źródeł, rząd decyzję o odwołaniu się od wyroku podjął głównie z tego powodu. Kwestia aborcji, co pokazała kwietniowa debata nad zmianą konstytucji, to polityczna puszka Pandory, której lepiej nie otwierać. Z nieudanego głosowania nad dopisaniem do ustawy zasadniczej „ochrony życia od poczęcia” PiS wyszło osłabione o kilku posłów, w tym ówczesnego marszałka Sejmu Marka Jurka.
Ponadto procedura odwoławcza ma jeszcze jeden plus: jest długotrwała. – Najpierw Wielka Izba Trybunału rozpatruje przyjęcie wniosku. Potem, jeśli się na to zdecyduje, trwają przygotowania do rozprawy, sama rozprawa, a wreszcie oczekiwanie na wyrok, które może potrwać minimum pół roku – wyjaśnia Nowicki. W sumie cała procedura może potrwać nawet dwa lata.
- Wydanie wyroku niekoniecznie odbędzie się w tej samej atmosferze co dzisiaj – konkluduje Nowicki. Innymi słowy, jeśli rząd się odwoła, a Wielka Izba Trybunału potwierdzi kwietniowy wyrok, może się okazać, że nowelizować ustawę będzie następna ekipa rządząca.
Źródło: tvn24.pl, PAP, Polskie Radio