Do sierpnia został odroczony proces, jaki premier Donald Tusk wytoczył spółce Urma, wydawcy "Nie" za naruszenie dóbr osobistych został odroczony. Chodzi o fałszywy stenogram z rozmów premiera podczas meczu Polska-Ukraina, opublikowany w tygodniku. - To udany żart, nie przeproszę - zastrzega Jerzy Urban.
Pozew dotyczy opublikowanego w wydaniu na 1 kwietnia br. rzekomego stenogramu podsłuchanych rozmów premiera Tuska i innych polityków podczas meczu Polska – Ukraina.
W wymyślonych rozmowach pojawiły się m.in zdania: "Ale czapkę przyodział i wciąż z tym tabletem. W szpitalu nago zdjęcia, klata w Miami, jakieś małpie cyrki" - mówił Schetyna (o Wałęsie - przyp. red.).
A Tusk odpowiadał: "technologia nie dla każdego. Jak ta z Poznania od teatru, y... no ch*ja papieża".
Schetyna: A Lecha (Wałęsę red.) z gejami za murem powinni posadzić na trybunie. Tusk: - To by przeskoczył (śmiech). Schetyna: - A potem zakaz stadionowy… Tusk: - I co on, bidul, będzie robił? Żonkę męczyć, bo już dosyć Ameryki.
Redakcja: To żart primaaprilisowy
Tydzień później redakcja "Nie" wyjaśniła na łamach, że tekst był żartem primaaprilisowym.
Jednak tygodnik ukazał się nie 1 kwietnia, ale tydzień wcześniej. I dlatego Tusk podjął w tej sprawie kroki prawne. Zrobił to - jak wyjaśnił rzecznik rządu Paweł Graś - jako osoba prywatna, a nie premier.
"W ocenie powoda cała treść artykułu oraz jego kontekst miały poniżyć go w oczach opinii publicznej i wywołać przekonanie, że premier sprawujący władzę w Polsce jest osobą pozbawioną zasad etycznych" - napisała w pozwie radca Magdalena Witkowska, reprezentująca Tuska.
"Tak rozmawiają dygnitarze"
- Premier obraził się na społeczeństwo, bo tak wielu internautów uwierzyło w ten żart, który nawiązywał do tego, jak ze sobą rozmawiają dygnitarze - komentował Urban przed wejściem do sądu.
Tusk nie przybył do sądu (jako powód nie ma takiego obowiązku - red.). W odpowiedzi na pozew sami pozwani przyznali, że rozmowy zostały wymyślone. Zostało to wyjaśnione dzień po 1 kwietnia. - Pismo "Nie" jest periodykiem o charakterze satyrycznym - co wie sam powód - jak wynika z pierwszego zdania pozwu - podkreślili pozwani.
Przywołali liczne orzeczenia w sprawach prasowych Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, potwierdzających specjalne traktowanie satyry w publicystyce. Mec. Włodzimierz Sarna przekonywał, że nie może być przedmiotem sporu o naruszenie dóbr osobistych żart primaaprilisowy z gazety o profilu satyrycznym.
- Ponadto pozew nie został sporządzony precyzyjnie i powód nie wykazał, które z konkretnych wypowiedzi naruszyły jego dobra osobiste, które wypowiedzi w szczególności traktują go jako osobę o niskich standardach etycznych, i które przypisane mu wypowiedzi szczególnie podważyły zaufanie niezbędne do sprawowania przezeń funkcji premiera - dodał.
Rozszerzony pozew
W czasie rozprawy mec. Magdalena Witkowska oświadczyła, że powodowie zmieniają żądanie pozwu, poszerzając liczbę portali internetowych, na których Urban miałby zamieścić przeprosiny. Początkowo w pozwie zakładano, że przeprosiny mają się ukazać na czterech portalach. W rozszerzeniu pozwu dopisano jeszcze cztery, na których informacja także się znalazła.
- Jeśli ktoś pomawia innych, musi ponieść choćby minimalną odpowiedzialność - mówiła dziennikarzom po rozprawie pełnomocniczka Tuska.
Premier domaga się przeprosin w tygodniku "Nie" oraz m.in. na portalach Nie.com.pl, Fakt.pl, Gwizdek24.se.pl oraz Pudelek.pl.
Jednocześnie - w związku z tym, że Urban sam przyznał, iż wiadomość była zmyślona - prawniczka Tuska wycofała żądania, aby naczelny "Nie" musiał przyznawać to w specjalnym oświadczeniu. Z tego samego powodu mec. Witkowska odstąpiła od wniosku o przesłuchanie premiera przez sąd. - Gdy 2 kwietnia wnoszono pozew, nieznana jeszcze była informacja, że publikacja jest żartem primaaprilisowym. Wydawało się, że mamy do czynienia z ekscesem satyry - mówiła mec. Witkowska, używając terminu oznaczającego przekraczanie granic dozwolonej satyry.
"To udany żart"
Urban, pytany o to przez dziennikarzy, nie zgodził się z tą oceną. - Był to żart primaaprilisowy - bardzo udany, bo wiele osób uwierzyło w to, że tak rozmawiają ze sobą dygnitarze. Ekscesem satyry by było, gdybym napisał, że premier gwałci małe dzieci w przedszkolu. Ale gdybym napisał, że premier ukradł dzieciom piłkę, którą grał potem z kolegami - to by granic satyry nie przekraczało - przekonywał. Sąd odroczył proces do 14 sierpnia. Do tego czasu strony mają przekazać mu dodatkowe argumenty i sprecyzować, których świadków chcą przesłuchać
Autor: MAC/k / Źródło: tvn24.pl, PAP