Oczekiwanie krwi, egzekucji czy aresztowania winnych jest dla mnie niezrozumiałe. Ważniejsze - co zrobić, żeby takich wypadków w przyszłości unikać – mówił w TVN24 członek polskiej komisji badającej przyczyny smoleńskiej katastrofy prof. Marek Żylicz. Przyznał, że raport, który poznamy w piątek o godz. 10. był przygotowywany pod presją czasu.
W raporcie komisji Jerzego Millera nazwisk winnych nie będzie. - Ten dokument ma służyć tylko i wyłącznie ustaleniu okoliczności i przyczyn wypadku. To jest podstawowa zasada. Na samym początku załącznika 13 konwencji chicagowskiej wyrażono, że tylko to jest celem badania prowadzonego przez taką komisję lotniczą. Nie wolno w takim badaniu ustalać winy i odpowiedzialności osób – podkreślił Żylicz.
Pojawią się natomiast stanowiska osób i ewentualne obszary zaniedbań. - Nie to jest najważniejsze, kogo trzeba będzie ukarać. Ważniejsze, co zrobić, żeby takich wypadków w przyszłości unikać. Oczekiwanie krwi, egzekucji czy aresztowania winnych to oczekiwanie nie bardzo dla mnie zrozumiałe – stwierdził profesor.
I dodał: Mówi się, że opinia publiczna tego oczekuje. Mi się wydaje, że zwykła publiczność wołałaby poczekać spokojnie na ustalenie przyczyn wypadku, a odpowiedzialność jest kwestią drugorzędną, choć będzie musiała nastąpić.
Raport pod presją
Pytany, czy cieszy się, że raport komisji Jerzego Millera zostanie wreszcie opublikowany, Żylicz zaprzeczył: - Nie bardzo się cieszę, bo raport został przygotowany w warunkach nacisku na termin, na szybkość, podczas gdy tego rodzaju badania wymagają spokoju i nie mogą być pod naciskiem realizowane - stwierdził.
Podstawowe zagrożenia techniczno-operacyjne, jak dodał, zostały „z całą pewnością wyczerpane” podczas prac komisji. - Natomiast pozostają jeszcze dalsze problemy, które komisja być może mogłaby przygotować, na przykład konieczne zmiany w prawie lotniczym, i polskim, i międzynarodowym - przekonywał.
Braki w prawie
Według profesora badanie katastrofy smoleńskiej pokazało braki w prawie międzynarodowym. - Konieczne byłoby przede wszystkim wyjaśnienie statusu statków powietrznych państwowych, niekoniecznie wojskowych - ocenił. Chodzi o to, że w badaniu katastrof inaczej mogą być traktowane samoloty cywilne i państwowe. - A rozróżnienie ich nie jest proste, może stwarzać kłopoty, a czasem niebezpieczeństwa – przestrzegł.
Pytany o status lotu prezydenckiego Tu-154, odparł: - W tym przypadku to był lot samolotu państwowego, niewątpliwie, ale już nie spełniał wszystkich wymogów, jakie powinny spełniać samoloty wojskowe. Wojskowy samolot, według przeważającej doktryny i praktyki państw, to jest taki samolot, który jest wykorzystywany do celów wojskowych, w misji wojskowej. Ten był wykorzystywany w innej misji. Ale był samolotem państwowym, nie cywilnym, a to, że w badaniu zastosowano do niego procedury cywilne, to dlatego, że do samolotów wojskowych takich szczegółowych procedur międzynarodowych nie było – wyjaśnił. W PIĄTEK O GODZ. 10 W KANCELARII PREMIERA SZEF MSWiA ZAPREZENTUJE RAPORT POLSKIEJ KOMISJI BADAJĄCEJ OKOLICZNOŚCI I PRZYCZYNY KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ 10 KWIETNIA 2010 ROKU, W KTÓREJ ZGINĘŁO 96 OSÓB. PROGRAM SPECJALNY I TRANSMISJA PREZENTACJI W TVN24 I TVN24.PL.
Czytaj też - W OCZEKIWANIU NA RAPORT
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24