Wciąż brakuje co najmniej dwóch tysięcy urzędników niezbędnych do właściwego przeprowadzenia tegorocznych wyborów samorządowych - informują Państwowa Komisja Wyborcza i Krajowe Biuro Wyborcze. Mogą być też kłopoty z liczeniem głosów i transmisją w internecie - ostrzega PKW. I chce nowelizacji przepisów. Szef sejmowej komisji samorządu terytorialnego pyta PKW o możliwość przesunięcia wyborów na wiosnę 2019 roku.
Kadencje wszystkich organów samorządowych kończą się 16 listopada. Według PKW wybory powinny się odbyć między 17 października a 9 listopada. Ponieważ głosowanie musi się odbywać w dzień wolny od pracy, w grę wchodzą trzy daty: 21 i 28 października oraz 4 listopada. Konkretny termin wyznaczy premier. Decyzję ma ogłosić między 16 lipca a 16 sierpnia.
4,5 tysiąca złotych wynagrodzenia
Zgodnie z uchwaloną w styczniu nowelizacją Kodeksu wyborczego, przeprowadzeniem wyborów ma się zająć Korpus Urzędników Wyborczych, powoływany na sześć lat przez szefa Krajowego Biura Wyborczego. Urzędnik wyborczy musi mieć wykształcenie wyższe i być pracownikiem administracji rządowej lub samorządowej albo jednostek im podległych lub przez nie nadzorowanych. Urzędnicy będą działać w każdej gminie.
Do ich zadań należeć będzie między innymi przygotowanie i nadzór nad przebiegiem wyborów w obwodowych komisjach wyborczych, organizowanie szkoleń dla członków tych komisji, a także dostarczenie kart do głosowania do obwodowych komisji wyborczych.
Do 2 maja powinno zostać powołanych 4556 urzędników. Ale wciąż brakuje kandydatów. PKW już dwukrotnie przekładała termin, do którego mieli się zgłaszać chętni. Ostatnio - do 16 kwietnia.
Według pisma przewodniczącego PKW do szefa sejmowej komisji samorządu terytorialnego posła Andrzeja Maciejewskiego (Kukiz’15) do 18 kwietnia 2018 roku wpłynęły zgłoszenia od 2917 kandydatów. Szef PKW Wojciech Hermeliński wyjaśniał 20 kwietnia, że "problemy związane z rekrutacją wynikają przede wszystkim z zakazu wykonywania funkcji urzędnika wyborczego w gminie, w której ma się miejsce zatrudnienia, a także (poza miastami na prawach powiatu) w gminie, w której ma się miejsce zamieszkania".
Kandydatów ma odstraszać zbyt niskie wynagrodzenie. Za miesiąc pracy urzędnik wyborczy zarobi 4473,55 złbrutto, jednakże - jak informuje PKW - wyłącznie przy założeniu, że będzie on wykonywał swoje zadania w pełnym miesięcznym wymiarze czasu. Przepisy Kodeksu wyborczego nie przewidują zwrotu kosztów dojazdu do gminy, w której urzędnik będzie pełnił swoją funkcję.
Wobec braku chętnych dyrektorzy delegatur Krajowego Biura Wyborczego wystąpili do wojewodów, marszałków województw, starostów i wójtów o wyznaczenie brakujących kandydatów.
Pół miliona ludzi na dzień wyborów
PKW zwraca też uwagę na trudności ze skompletowaniem obwodowych komisji wyborczych.
Jedną z zasadniczych zmian w kodeksie wyborczym jest konieczność utworzenia dla jednego obwodu głosowania dwóch komisji. Jedna ma zajmować się przeprowadzeniem głosowania, druga - liczyć głosy, czyli ustalać wynik głosowania. Każda komisja ma składać się z dziewięciu członków.
Do komisji w pełnych składach w prawie 27,5 tysiąca obwodów potrzeba armii 495 tysięcy ludzi. Jeśli zostałyby powołane komisje w minimalnym, pięcioosobowym składzie (co dopuszcza kodeks wyborczy), wystarczy 275 tysięcy.
Kłopoty z utworzeniem podwójnych komisji mogą wystąpić zwłaszcza w małych, najczęściej wiejskich obwodach wyborczych.
Dziura w budżecie PKW, unijne rozporządzenie
Dla tak wielkiej armii ludzi zaangażowanych w wybory potrzebne są duże pieniądze. W połowie lutego 2018 roku poprzednia szefowa Krajowego Biura Wyborczego Beata Tokaj wystosowała pismo do premiera z prośbą o dodatkowe środki na przeprowadzenie wyborów samorządowych.
Koszty przeprowadzenia wyborów i referendów oszacowano na ponad 605 milionów złotych. Szef rządu obiecywał, że pieniądze będą, szefowa KBW rozmawiała w tej sprawie z Ministerstwem Finansów.
W tej kwocie mieści się między innymi koszt zakupu sprzętu do transmisji i nagrywania przebiegu prac obwodowych komisji wyborczych, czyli około 84 miliony złotych. Koszt transmisji prac obwodowych komisji wyborczych to kolejne 50 milionów złotych.
Transmisja z lokali wyborczych stoi pod znakiem zapytania nie tylko ze względu na koszty. Przetargu na zakup urządzeń do transmisji jeszcze nie ogłoszono. By zdążyć przed wyborami, już należałoby wybrać dostawcę sprzętu.
Kwestia pokazywania przebiegu głosowania może też okazać się dyskusyjna ze względu na wchodzące w życie 25 maja rozporządzenie Unii Europejskiej "w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych".
Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Edyta Bielak-Jomaa napisała 11 kwietnia do Magdaleny Pietrzak, obecnej szefowej KBW, że transmisja z lokalu wyborczego "może prowadzić do ingerencji w prywatność osób oddających głosy, jak i naruszać tę prywatność".
Według GIODO podczas wyborów nie powinno dochodzić do transmisji (lub rejestracji) wrzucania do urny przez wyborcę karty do głosowania. "Transmisja ukazująca urnę potencjalnie może prowadzić do publicznego ujawnienia tego, w jaki sposób głosował dany wyborca" - podkreśliła Bielak-Jomaa w liście do szefowej KBW.
Zdaniem GIODO transmitowanie w internecie wyborów oznacza, że dostęp do tych materiałów będzie miała nieograniczona liczba osób. Mogą one być np. wykorzystywane do profilowania wyborców. "Udostępnienie w sieci danych osobowych prowadzić może nie tylko do naruszenia dóbr materialnych, ale i żywotnych interesów osób" - konkluduje GIODO.
Przesunąć wybory czy znowelizować kodeks
Kłopoty z organizacją tegorocznych wyborów, o których debatowano na posiedzeniu sejmowej komisji samorządowej 21 marca, skłoniły jej przewodniczącego Andrzeja Maciejewskiego do zadania 11 kwietnia szefowi PKW Wojciechowi Hermelińskiemu pytania, "czy nie należy rozważyć możliwości wydłużenia obecnej kadencji samorządu terytorialnego i przesunięcia terminu wyborów na wiosnę 2019 roku?".
Dziewięć dni później szef PKW odpisał posłowi. Podsumowując zastrzeżenia Komisji do Kodeksu wyborczego oraz procesu przygotowywania wyborów, zastrzegł: "Państwowa Komisja Wyborcza jednocześnie informuje, że nie jest uprawniona do zajmowania stanowiska w sprawie ewentualnego wydłużenia obecnej kadencji organów jednostek samorządu terytorialnego i przesunięcia terminów wyborów na wiosnę 2019 roku".
Decyzję w tej sprawie będzie należała do parlamentu.
Konstytucjonalista, profesor Marek Chmaj ocenił, że przesunięcie terminu wyborów jest prawnie możliwe, ale nieprawdopodobne. - Byłoby to przyznanie się przez PiS do klęski, do tego, że nabroił - stwierdził Chmaj. Dodał, że widzi raczej potrzebę nowelizacji kodeksu, by usunąć z niego "bezsensowne" - jego zdaniem - przepisy, na które zwracał uwagę w trakcie prac nad kodeksem. Chodziło mu między innymi o upolitycznienie PKW, podwójne składy komisji obwodowych, nadmierne kompetencje komisarza wyborczego przy określaniu granic obwodów głosowania czy sporną definicję znaku "x", która może przesądzać o ważności głosu.
Szef komisji samorządu terytorialnego Andrzej Maciejewski (Kukiz'15) powiedział nam, że w sprawie organizacji wyborów samorządowych rozmawiał z marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim (PiS). - Mam zapewnienie, że może być uruchomiona szybka ścieżka legislacyjna, by nie doszło do paraliżu w trakcie wyborów - relacjonował.
PKW chce nowelizacji przepisów między innymi dotyczących transmisji w internecie tak, by dostosować je do prawa unijnego. Jak informował w ubiegły piątek szef PKW, komisja zwróciła się prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, szefa MSWiA i przewodniczących klubów parlamentarnych "o rozważenie podjęcia działań zmierzających do zmiany przepisów kodeksu wyborczego w tym zakresie".
Autor: pj//now / Źródło: tvn24.pl