Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Kielcach złożyło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarza weterynarii, który miał przez pomyłkę uśpić zdrowego psa. Do tej sytuacji doszło w Zagnańsku (województwo świętokrzyskie) pod Kielcami. Prokuratura poinformowała w piątek, że zajęła się sprawą, zebrała już "większość materiału dowodowego" i czeka na ostateczny wynik sekcji zwłok zwierzęcia. Ten ma być dostępny w połowie czerwca.
Do zdarzenia doszło 4 maja w gminie Zagnańsk pod Kielcami. Według informacji przekazanych przez prezes kieleckiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Annę Studzińską, weterynarz wszedł na posesję i bez słowa tłumaczenia podał owczarkowi niemieckiemu uśmiercający zastrzyk. - Właściciele myśleli, że ma być zaszczepiony przeciwko wściekliźnie, ponieważ wielokrotnie takie sytuacje miały miejsce i dlatego zawołali swojego psa - powiedziała inspektorka.
Najpierw podał zastrzyk, później pytał o adres
O sprawie jako pierwszy poinformował w mediach społecznościowych portal "Scyzoryk się otwiera - satyryczna strona Kielc". Z relacji przedstawionej na Facebooku przez kieleckich aktywistów wynika, że właściciele owczarka ufali miejscowemu lekarzowi weterynarii. "Zawołany piesek przybiega. Bez słowa dostaje zastrzyk. Piesek przestraszony ucieka. Starsza pani, właścicielka, woła: Stefan (tak miał na imię)! Stefan, chodź do pani! Na to weterynarz: on już do pani nie przyjdzie" - czytamy we wpisie.
Chwilę później weterynarz miał upewniać się, czy trafił pod dobry adres. Okazało się, że nie. Lekarz był wezwany do innego psa, 12-letniego kundelka - i też nie do eutanazji, lecz do oceny, czy jeszcze można go leczyć.
Według prezes kieleckiego TOZ wina weterynarza jest oczywista. - Popełnił w zasadzie wszystkie możliwe błędy, jeśli chodzi o procedury weterynaryjne. Przede wszystkim właściciele muszą wyrazić zgodę na piśmie na eutanazję zwierzęcia, to w ogóle nie miało miejsca - informuje Studzińska.
Czytaj też: Koń "nie mógł się podnieść o własnych siłach", właściciel nie reagował. "Urzędnicy o tym wiedzieli"
Może stracić prawo do wykonywania zawodu
W Świętokrzyskiej Izbie Lekarsko-Weterynaryjnej, która jest odpowiedzialna za przyznawanie prawa do wykonywania zawodu, prowadzone jest postępowanie w sprawie lekarza weterynarii, który miał popełnić błąd. - Przesłuchałem i jego, i właściciela psa. Wystąpiłem o dodatkowe dokumenty. Jak nadejdą, postawię zarzuty przekroczenia uprawnień oraz złamania kodeksu etyki i deontologii - informuje tvn24.pl Aleksander Borowiec, rzecznik odpowiedzialności zawodowej w świętokrzyskiej izbie.
Borowiec podkreśla, że według jego informacji przed podaniem zastrzyku lekarz nie zapytał właścicieli o zgodę i nie przeprowadził badania. - Dodatkowo najprawdopodobniej uśpił zwierzę niedopuszczalnym środkiem - mówi lekarz. To jednak rozstrzygną wyniki badania, które nie wpłynęły jeszcze do świętokrzyskiej izby.
Postępowanie może zakończyć się nawet odebraniem lekarzowi, który podał owczarkowi śmiertelny zastrzyk, prawa wykonywania zawodu. Aleksander Borowiec przyznaje jednak, że najprawdopodobniej zakończy się ono naganą. - Sąd Lekarsko-Weterynaryjny, w którym będę wnioskować o ukaranie, bardzo rzadko stosuje najwyższą z przewidzianych kar. Dużo szersze uprawnienia ma w tej gestii sąd - zaznacza w rozmowie z tvn24.pl.
Czekają na wyniki badań toksykologicznych
Postępowanie w sprawie prowadzi też policja. Oficer prasowy kieleckiej policji podkomisarz Karol Macek informuje, że nie ma jeszcze wyników badań toksykologicznych, które mają pozwolić na formalną ocenę przyczyn śmierci zwierzęcia.
Na wyniki badań czeka również prokuratura. - W sprawie zebraliśmy już większość materiału dowodowego. Spodziewamy się, że do połowy czerwca otrzymamy ostateczne wyniki sekcji zwłok, która ma dać odpowiedź, co było przyczyną śmierci psa - poinformował prokurator Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock