Po wybuchu afery hazardowej rząd wydał wojnę jednorękim bandytom. Skuteczną. Od tego czasu ich liczba spadła prawie o połowę. Nie oznacza to jednak, że branża hazardowa zamierza oddać pola bez walki. Najnowszy pomysł to maszyny połączone z internetem - pisze "Rzeczpospolita".
Wraz z wejściem w życie nowej ustawy, uchwalanej naprędce po wybuchu afery hazardowej, zwiększyły się m.in. zryczałtowane opłaty miesięczne - zamiast 180 euro (ok. 700 zł) dziś właściciele automatów do gier o niskich wygranych muszą wpłacać do budżetu państwa 2 tys. zł. Oprócz tego nie mogą powstawać nowe punkty do gry, a wygasające licencje nie będą przedłużane.
Wystarczy mieć pomieszczenie i dostęp do internetu, my dostarczamy automaty przedstawiciel branży hazardowej
Naszym zdaniem ten proceder jest nielegalny Aldona Węgrzynowicz, Katowicka Izba Celna
Mniej bandytów, więcej pieniędzy
Te zabiegi przyniosły wymierny efekt. Jak podlicza "Rzeczpospolita", od czasu wprowadzenia nowego prawa liczba jednorękich bandytów spadła niemal o połowę - z 53 tys. pod koniec zeszłego roku do nieco ponad 29 tys. pod koniec lutego 2010 roku.
Mimo to wpływy z podatków rosną. W lutym zeszłego roku właściciele jednorękich bandytów wpłacili 40 mln zł, rok później 52 mln zł.
"To nie automaty, tylko komputery"
Branża hazardowa się jednak nie poddaje. Najnowszy sposób na obejście niewygodnych przepisów, to "kioski internetowe". Pod taką nazwą kryją się punkty, w których zamiast jednorękich bandytów stoją maszyny z podłączeniem do internetu. Ich właściciele otrzymują specjalny klucz kodowy, który umożliwia klientom grę na stronie kasyna.
- Wystarczy mieć pomieszczenie i dostęp do internetu, my dostarczamy automaty - mówi "Rz" przedstawiciel jednej z firm, która tego typu urządzenia instaluje już Dolnym Śląsku, w Lubuskiem i Wielkopolsce. - To nie są automaty hazardowe, tylko komputery - dodaje.
Można sporo wygrać
Pracownicy takich punktów informują, że na takich automatach można wygrać nawet 60 tys. zł. Jednak głównym zwycięzcą, jak zwykle są ich właściciele. Maszyny są tak ustawione, żeby najpierw na siebie zarobić.
- Nie ma sytuacji, że trzeba wypłacić więcej niż się zarobi. Właściciel lokalu dostaje od 30 do 40 proc. wygranej - mówi informator "Rz".
Czy to jest zgodne z prawem?
- Naszym zdaniem ten proceder jest nielegalny - tłumaczy rzeczniczka Katowickiej Izby Celnej Aldona Węgrzynowicz. Katowicka Izba Celna prowadzi postępowania karno-skarbowe i administracyjne przeciwko właścicielom takich punktów. Po kontrolach zarekwirowano też pojedyncze maszyny.
O słuszności tych decyzji będzie decydował sąd.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24