Przemysław Gosiewski nadal będzie szefem klubu parlamentarnego PiS. Wniosek o jego odwołanie, mimo wcześniejszych medialnych spekulacji, nie pojawił się podczas wtorkowego posiedzenia klubu. - Wykonuję wolę polityczną Jarosława Kaczyńskiego i będę przewodniczącym, dopóki on będzie tego chciał - mówi polityk PiS w wywiadzie dla "Dziennika".
Jak na razie wszystko wskazuje na to, że prezes pozbywać się Gosiewskiego nie ma ochoty. - Jarosław Kaczyński nie załatwia spraw personalnych w tak szerokim gronie. Gdyby był zamiar odwołania Przemka, na pewno inaczej byśmy to załatwili, nie na klubie - podkreśla jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości w rozmowie z dziennikiem "Polska".
Dopóki prezes chce...
I wiele wskazuje na to, że ma rację, bo dotychczasowa historia pokazuje, że decyzje personalne w PiS zapadają najczęściej w wąskim gronie najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, np. na posiedzeniu komitetu politycznego partii. Tak było w przypadku odwołania Kazimierza Marcinkiewicza z funkcji premiera.
Przemysław Gosiewski nadal będzie więc w najbliższym czasie kierował pracami klubu. Sam zapewnia, że pomimo przemęczenia i nadmiaru obowiązków "rezygnacji nie składał i nie będzie składał".
"Jak długo tak można pociągnąć?"
Poseł PiS dodaje, że - wbrew temu co pisały media - w ostatnim czasie nawet nie wspominał swoim kolegom, że taki zamiar w ogóle pojawił się w jego głowie. - Mówiłem tylko o swoich problemach, a nie o chęci złożenia rezygnacji. Dużo pracuję, to prawda. W rankingu, kto pierwszy przychodzi do Sejmu i kto ostatni wychodzi, mógłbym chyba tylko rywalizować z niektórymi strażnikami - zauważa. Ale za chwilę dodaje: - Jak wracam do domu o 23, to żona mówi, że jestem wcześnie. W dodatku przecież pięć dni pracuję tutaj, a dwa w okręgu w Kielcach. Jak długo tak można pociągnąć? - pyta w rozmowie z "Dziennikiem".
Gosiewskiemu żali się też trochę, że energia i czas jak poświęca na kierowanie dużą klubową strukturą, zmusza go do rezygnacji "z osobistej realizacji wielu pomysłów merytorycznych". Ale mimo tych wszystkich "minusów" klub PiS nowego szefa w najbliższym czasie mieć nie będzie.
Za co miał polecieć?
Temat rezygnacji Gosiewskiego z szefowania klubowi wypłynął po jego ostatnich wpadkach. Kroplami, które miały przelać czarę goryczy, miały być przede wszystkim wypowiedzi dla Radia Maryja" i atak na Ludwika Dorna w sprawie alimentów. Najpierw poseł komentował wydarzenia u ojca Rydzyka mocno niewyraźnym głosem. Potem wytykał Dornowi, że chce obniżenia alimentów, podczas gdy sam ma ten sam problem.
Obie sprawy miały zdenerwować Jarosława Kaczyńskiego. Spekulowano nawet, że Gosiewski zachowa stanowisko jedynie dzięki informacji o jego ewentualnej dymisji, która za wcześnie przedostała się do prasy.
Czy żale posła, o których wspominał w rozmowach z kolegami nie były więc klasycznym "ruchem wyprzedzającym"? Gosiewski stanowczo podkreśla, że nie. - Jestem zaskoczony takimi informacjami, bo moje doświadczenia w kontaktach z posłami jest takie, że pozytywnie mnie oceniają. Ale zdaję sobie sprawę, że przy tak dużym klubie nie jestem w stanie spełnić wszystkich ambicji czy aspiracji - mówi "Dziennikowi".
Źródło: "Dziennik", "Polska"
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Bartłomiej Zborowski