- Chcemy oczyścić to miejsce z lekarzy, którzy przeszkadzają w pracy uczciwym ludziom. Chcemy zorganizować wiec, rozesłać informacje wśród mieszkańców Podlasia, którzy mieli styczność z tym miejscem - mówił Grzegorz Kozikowski, ojciec 13-miesięcznego Bolka, który zmarł z powodu ostrej białaczki. Jak twierdzą rodzice chłopca, dzieckiem nie zajęli się w odpowiednim momencie lekarze z Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
W środę rodzice chłopca poinformowali, że założyli Ruch Sprawiedliwych, który ma na celu "czuwać, by ludzie winni cierpienia i śmierci Bolka ponieśli odpowiedzialność".
Jak mówił w TVN24 Grzegorz Kozikowski, według niego śmierć jego syna była wynikiem "braku zainteresowania, nonszalancji i ignorancji" ze strony lekarzy i personelu szpitala. - Tak bywa, że na skutek błędnych działań, zaniechań, ignorancji tworzy się klimat, który się udziela na innych ludzi - mówił.
Ojciec chłopca podkreślał, że ma nadzieję, że założony przez niego i jego żonę Ruch pozwoli "przełamać pasywny stan" i przekona ludzi do mówienia na temat wewnętrznej sytuacji szpitala. - Potrzebny jest impuls i myślę, że on nastąpi. Może już nastąpił, może nastąpi w niedalekiej przyszłości - mówił.
- Potrzeba kilku tygodni. Na pewno znajdą się ludzie, którzy zechcą się wypowiedzieć - przekonywał. Jak dodał, liczy na to, że to wyjaśni, "dlaczego ta postawa była taka". - Tu chodzi o postawę, o łgarstwa. One są trudne do przyjęcia - mówił.
Brak interwencji?
W środę rodzice zmarłego chłopca podkreślali, że to przez zaniedbania lekarzy ich syn nie przeżył. 13-miesięczny Bolek zmarł w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku na początku grudnia. Wcześniej dziecko przez dwa tygodnie było w śpiączce w stanie krytycznym spowodowanym ostrą białaczką.
Rodzice dziecka przekonują, że dziecko można było uratować, ale jeszcze zanim zapadło w śpiączkę lekarze w szpitalu nie postawili właściwej diagnozy, nie wykonali podstawowych badań i dwukrotnie odsyłali ich z chorym Bolkiem do domu. Dziecko zostało hospitalizowane dopiero, gdy rodzice po raz trzeci przywieźli je do szpitala.
Na początku stycznia, po zakończeniu prac dwóch komisji badających to zdarzenie (jednej powołanej w samej placówce, drugiej przez rektora Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku) dyrekcja szpitala wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że w związku ze sprawą kierownik oddziału ratunkowego został odsunięty ze stanowiska do czasu pełnego wyjaśnienia zdarzenia, a jednemu z lekarzy udzielono nagany.
Komisje zwróciły jednak uwagę na to, że "niejasna jest postawa rodziców", którzy widząc w trzeciej dobie, że stan dziecka pogarsza się, nie zgłaszali się do szpitala, a byli poinformowani przez szpital, że gdyby tak się działo, mają jak najszybciej się zgłosić. Rodzice zaprzeczają tym zarzutom.
Zawiadomili oni prokuraturę o podejrzeniu popełnienia błędu medycznego, gdy chłopiec był w stanie krytycznym. Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
Autor: abs/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24