Bolesne zderzenie z ziemią w znanym Aeroklubie. Z kasy wyparował ponad milion złotych, a księgowa wylądowała przed prokuratorem. Zamiast spłacać kredyt klubu, przelewała pieniądze na swoje konto. Materiał "Faktów" TVN.
W powietrzu stać ich na wszystko, na ziemi muszą liczyć każdą złotówkę. - Większość czasu poświęcam na to, żeby znajdować sponsorów, żeby znajdować pieniądze, robić jakieś prelekcje, żeby latać na szybowcach - mówi Sebastian Kawa, dziesięciokrotny mistrz świata w konkurencjach szybowcowych.
Twarde lądowanie Aeroklubu
Sportowców wspiera też Aeroklub Polski. Płaci za starty, treningi i sprzęt. Pieniędzy na długą listę wydatków zaczęło jednak brakować. - Wykryliśmy nieprawidłowości w spłacie naszego kredytu bankowego i wypływy z kont - przyznał Marcin Kwiatosz z Aeroklubu Polskiego.
Podejrzenie padło na główną księgową. To ona przez lata siedziała za finansowymi sterami Aeroklubu Polskiego. Po zgłoszeniu sprawy do prokuratury, już wiadomo, że wyląduje na ławie oskarżonych.
- Zarzut obejmuje dokonanie ponad 140 transakcji, na kwotę ponad miliona złotych - powiedział Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Kreatywna księgowość
Oszustwo było możliwe, bo kredyt zaciągnięty przez Aeroklub na początku był nie tylko regularnie spłacany, ale został nawet nadpłacony. I to do 2017 roku. W pewnym momencie księgowa zamiast pełnych rat do banku zaczęła jednak przelewać tylko odsetki, pozostałe kwoty trafiały na jej prywatne konto.
- Dla nas to jest dużo pieniędzy, to nie jest sport, w którym się wygrywa krocie, nie wygrywa się nagród na mistrzostwach świata czy mistrzostwach europy - zauważa Sebastian Kawa.
Ministerstwo przygląda się sprawie
Zarząd aeroklubu zapewnia, że kradzież co najmniej miliona złotych nie odbije się na zawodnikach. Ta deklaracja ma ogromne znaczenie zwłaszcza dla ministra sportu. - W tym roku umowa z Aeroklubem Polskim nie została jeszcze podpisana, obserwujemy rozwój wypadków i czekamy na wyjaśnienia - powiedział minister sportu i turystyki, Witold Bańka.
Księgowa przyznała się do winy. Śledztwo będzie musiało jednak wyjaśnić, jak to możliwe, że mimo finansowych audytów, nikt przez blisko trzy lata nie zauważył przestępczego procederu.
- Nie udało się zabezpieczyć żadnych większych sum należących do podejrzanej. Ona sama wyjaśniła, że pieniądze te wydala - powiedział Przemysław Nowak.
Więcej na stronie "Faktów" TVN.
Autor: mm\mtom / Źródło: Fakty TVN