Funkcjonariusze z 19 wydziałów CBŚ na terenie całego kraju otoczeni armią inspektorów Urzędu Kontroli Skarbowej weszli w czwartek do 47 firm, potentatów w branży hazardowej, do których należą punkty z jednorękimi bandytami. Zabezpieczono tysiące stron dokumentów finansowych. Właściciele firm twierdzą, że zostały one sparaliżowane. Jednocześnie przyznają: - Inspektorzy wiedzieli czego szukać.
Wielką akcję w 74 obiektach należących do 47 podmiotów, działających na rynku hazardu, przeprowadzono w dzień gdy w Sejmie posłowie głosowali nad nową ustawą hazardową. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego i inspektorzy skarbowi ruszyli na hazardowych potentatów punktualnie o godzinie 11.
– Policjanci przetrząsali szafy, biura. Interesowały ich wszystkie dokumenty finansowe. I to z ostatnich kilku lat – relacjonuje "Rzeczpospolitej" szef jednej z firm. Inny, w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną", dodaje: - Wiedzieli czego szukać.
Funkcjonariusze CBŚ działali na zlecenie białostockiej Prokuratury Apelacyjnej, która od prawie dwóch lat prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości na rynku jednorękich bandytów. W ramach tego samego śledztwa na początku tego roku w 13 województwach policjanci zabezpieczyli ponad 300 automatów do gier hazardowych by sprawdzić, czy były one przerabiane.
Zemsta za protest?
Prokuratura na temat czwartkowej akcji milczy. – Mamy pewne oczekiwania w związku ze zleconymi przeszukaniami. Więcej nie mogę powiedzieć – ucina Andrzej Tańcula, szef białostockiej Prokuratury Apelacyjnej. Z informacji "Rzeczpospolitej" i "DGP" wynika, że CBŚ weszło między innymi do niektórych spółek Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska, bohaterów afery hazardowej.
– Firmy są sparaliżowane. Zabezpieczono wszystkie dokumenty księgowe i twarde dyski komputerów. Teraz to my nawet z podatku nie możemy się rozliczyć – mówi Jarosław Zieliński, prezes spółki Fortuna, potentata na hazardowym rynku w Polsce. Według niego termin akcji CBŚ nie jest przypadkowy. – Sądzę, że jest to reakcja na protest ludzi z branży, który miał miejsce pod Sejmem – podkreśla. – Termin przeszukań nie ma nic wspólnego z pracami nad projektem ustawy. To po prostu zbieg okoliczności, ponieważ nasze działania były dużo wcześniej zaplanowane – odpiera te zarzuty prokurator Tańcula.
Źródło: "Rzeczpospolita", "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: policja.pl