W środę Komisja Europejska ma zdecydować o losie naszych trzech stoczni. Jeśli uzna, że muszą zwrócić pomoc publiczną, upadną - pisze "Gazeta Wyborcza".
Z punktu widzenia europejskiego prawa szanse na korzystne dla nas rozwiązanie są małe. Rząd szuka innego sposobu - premier Donald Tusk stara się przenieść dyskusję na poziom polityczny. Zamiast Komisji o przyszłości stoczni zdecydować mieliby ministrowie państw Unii na posiedzeniu Rady UE.
Rada jest ciałem politycznym, a przewodzący obecnie Unii Francuzi mają dużo więcej swobody niż szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso czy komisarze. Niewykluczone więc, że jeśli prezydent Lech Kaczyński obiecałby Nicolasowi Sarkozy'emu ratyfikację traktatu z Lizbony, prezydent Francji mógłby - przy poparciu Niemiec - próbować wywrzeć naciski na Radę i poszczególne stolice krajów UE, by poszły na rękę Polsce.
Jak się dowiaduje "GW", Polska stara się, by decyzję podjęła Rada Unii z ministrami finansów w składzie. - Jacek Rostowski się na tym zna, ma międzynarodowe obycie, mówi po angielsku - mówi o polskim ministrze finansów poseł Platformy.
Na zamkniętym dla dziennikarzy piątkowym posiedzeniu klubu PO jeden z europosłów powiedział wprost: trzeba mówić Unii, że jak utrzyma pomoc dla polskich stoczni, to będzie ratyfikacja traktatu z Lizbony.
Źródło: Gazeta Wyborcza