Szwedzka prokuratura chce zamknąć portal internetowy The Pirate Bay ( ang. Zatoka Piratów) za pośrednictwem którego wymieniane są nielegalne filmy i muzyka. Jeśli ta inicjatywa się powiedzie, może to oznaczać koniec piractwa w sieci na całym świecie - pisze dziennik "Polska".
Dziś rozpoczyna się proces przeciwko twórcom portalu. Nasi północni sąsiedzi mają szczęście, że walka toczy się na sali sądowej, a nie na prawdziwym polu bitwy, gdzie muszą zmierzyć się armie. Po jednej stronie jest 10 mln internautów korzystających z tego z serwisu – to więcej niż Szwecja ma obywateli (9,1 mln). Po drugiej stronie prokuratura, którą popierają największe koncerny rozrywkowe świata.
The Pirate Bay pomaga internautom w wymienianiu się plikami za pośrednictwem bardzo popularnych programów typu peer to peer. Eksperci szacują, że 90 proc. przesyłanych przez portal materiałów to nielegalne pliki – głównie pirackie filmy i muzyka.
Szwedzi zainteresowali się piratami, bo to właśnie na ich terytorium The Pirate Bay ulokowała swoje serwery. Po raz pierwszy szwedzka policja urządziła nalot na siedzibę portalu w 2006 r. Zarekwirowała prawie 200 komputerów i serwerów. Zatrzymano kilkanaście osób. Ale szybko je zwolniono, bo prokuraturze zabrakło dowodów.
Nie jest pewne, czy i tym razem twórcy The Pirate Bay zostaną ukarani. Mają silne argumenty na swoją obronę – przede wszystkim serwis nie zawiera żadnych nielegalnych materiałów, a jedynie umożliwia ich odnalezienie na komputerach innych użytkowników. – Zarzuty są idiotyczne. Nie ma podstaw prawnych do oskarżenia – powiedział agencji Reuters Peter Sunde z Pirate Bay. Prowadzący sprawę prokurator Hakan Roswall także przyznał, że udowodnienie winy twórcom serwisu będzie trudne.
Sprawę sądową będzie uważnie obserwować cała światowa branża muzyczna i filmowa. Koncerny rozrywkowe liczą na to, że wyrok skazujący w Szwecji będzie podstawą dla sądów w innych krajach. Mógłby on w praktyce oznaczać koniec ściągania pirackich plików z internetu na całym świecie. Ten proceder przynosi branży rozrywkowej miliardy dolarów strat rocznie.
Niespodziewanie serwisowi The Pirate Bay przyszedł z pomocą Europejski Trybunał Sprawiedliwości. W ostatni wtorek wydał orzeczenie, że na terenie Unii Europejskiej nie ma obowiązku ujawniania danych internautów, którzy ściągają pliki za pośrednictwem sieci peer to peer, The Pirate Bay czy jakiegokolwiek innego narzędzia. Trybunał uzasadnił, że użytkownicy internetu mają prawo do prywatności.
W praktyce oznacza to, że dostawcy internetu mogą odmówić policji lub prokuraturze ujawnienia nazwiska i adresu internauty, który ściąga z sieci pirackie filmy lub muzykę. W tej sytuacji niemożliwe będzie wytoczenie procesu takiemu internaucie. Wcześniej odbyło się kilka spraw zakończonych grzywnami po kilka tysięcy euro.
Źródło: tvn24.pl, "Polska", PAP