Okazuje się, że dla bezpieczeństwa polskiej demokracji ważne jest nie tylko, czy ktoś był agentem, ale też czy w PRL miał kochankę albo „nie takie” skłonności. Bo jeśli miał, to esbek do dzisiaj może go szantażować. Skoro esbek pisał w teczkach, to wie, co pisał. Moskwa też wie. Tylko my nie wiemy. Czas się dowiedzieć – uznał Donald Tusk i przebijając inne partie wezwał do otworzenia teczek, bez zamazywania miejsc intymnych…
Może i część wyborców rzeczywiście chętnie by na te miejsca rzuciła okiem. Nie tylko u polityków. Plotki o złym prowadzeniu się sąsiada z góry i sąsiadki z naprzeciwka też pewnie warto by upublicznić. Niech ich zobaczą. My oczywiście wstydzić się nie mamy czego. No, chyba że sąsiad o nas nakłamał…
Otwórzmy teczki SB, ujawnijmy wszystko o wszystkich, niech ludzie ocenią – wzywał przed wyborami Jan Rokita. Poprosiłem o komentarz jego kolegę, kandydata na prezydenta. Od razu potwierdził, że myśli tak samo. Zapytałem więc Donalda Tuska, jaki jest sens ujawniać, że według SB, Kowalski z Pruszkowa zdradzał żonę z Malinowską, która tym samym zdradzała męża. Zaskoczyła mnie jego odpowiedź. Powiedział, że złapałem go w pułapkę (czyżby myślał tylko o konkretnych, politycznych konkurentach?) i że warto się nad tym zastanowić. Po dzisiejszej deklaracji rozumiem, że to przemyślał…
Senator Zbigniew Romaszewski prosił kiedyś: nie obnażajcie pokrzywdzonych, bo ponownie ich skrzywdzicie. Poseł Julia Pitera odpowiadała na to w rozmowie ze mną, że nikt nie musi być politykiem, a kto jest, musi się pogodzić z pełną jawnością. Można by z tego wnioskować, że chodzi jej tylko o czynnych polityków. Jakiś czas później „Dziennik” zajrzał do teczek i opowiedział, jak bujne obyczajowo było życie w podziemiu. Padły konkretne przykłady, ale nazwiska zmieniono. Jeśli jednak Tusk mówi o wszystkich teczkach, to wracamy chyba do sprawy Kowalskiego i Malinowskiej…
A nawet jeśli nie, dowodzi to, że lustracja poszła w złym kierunku. Do pytania w oświadczeniu lustracyjnym, czy byłeś agentem, powinno być dołączone drugie – czy miałeś kochankę(-ka), a może zamiast skoków w bok grzeszyłeś przeciw naturze? Bo ktoś mógł nie być agentem, ale cudzołożyć. Zresztą, dlaczego tylko w PRL? Wprawdzie w III RP zostać agentem SB było już nieporównywalnie trudniej, ale pić, brać, zdradzać i mieć skłonności można było dalej. Niektórzy dopiero wtedy zaczynali, albo zaczynają teraz. I też mogą być szantażowani przez tych, którzy to odkryją.
Lepiej więc, by przyznali się sami. A ponieważ mogą nie chcieć… no właśnie… SB już nie ma i nie ma kto ich inwigilować… Cała nadzieja w paparazzi.
Tydzień temu zaskoczył mnie Marek Kuchciński zapowiadając, że w ramach dezubekizacji, kto się nie przyzna, że był w służbach, zapłaci grzywnę i może mu się ograniczy (sic!) wolność, czyli - jak wyjaśnił przewodniczący – posiedzi w więzieniu od miesiąca do roku. To byłaby kara za kłamstwo lustracyjne ubeków.