Polska stanowi dla handlarzy żywym towarem ważne europejskie ogniwo. Przestępcy wiedzą, że policja jest w konfrontacji z nimi bezradna. Każdego roku przez nasz kraj przerzucają aż 15 tys. osób. Najnowszy rządowy raport o handlu ludźmi, do którego dotarła "Polska", alarmuje: zjawisko jest nie do opanowania.
A policja nie ściga handlarzy, bo nie czuje presji. – Dla rządzących ten proceder stanowi mało istotny margines – mówi szefowa Fundacji „La Strada” Stana Buchowska. – Utwierdzają ich w tym przekonaniu oficjalne statystyki.
Według danych MSWiA, w ostatnich dziesięciu latach stwierdzono ledwie ponad 1,8 tys. przypadków handlu ludźmi. Ale te dane dalece odbiegają od prawdy. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych szacunkowa liczba ofiar handlu wynosi w naszym kraju ponad 15 tys. rocznie!
Skąd ta rozbieżność? Ofiary nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, a nawet jeśli już trafią na policję czy do prokuratury, to i tak nie mają co liczyć na wsparcie. Sprawy toczą się bardzo powoli, aż w końcu są umarzane. Co więcej, prawa ofiar bagatelizuje się niemal na każdym kroku. Pokrzywdzone kobiety nie są przesłuchiwane w obecności psychologa, nie powołuje się biegłych. – Tymczasem handlarze są świetnie zorganizowani, mają broń, pieniądze i prawników – tłumaczy Buchowska. – A ofiary zostają same, bez ochrony. Nic dziwnego, że wycofują się z zeznań.
Od 2002 do 2006 r. przydzielono ochronę tylko 16 ofiarom handlu żywym towarem; w ciągu ostatnich dwóch lat taki przypadek nie zdarzył się ani razu. Efekt jest taki, że od 1995 r. udało się skazać ledwie 200 handlarzy.
Źródło: "Polska", APTN