Namioty, koce, nocne protesty. Blokada kancelarii premiera, kordon policji, metalowe bramki. Jednym słowem dzieje się. Pamiętam jak kilka lat temu obsługiwałem protesty pielęgniarek w Warszawie. Wtedy była to blokada ministerstwa zdrowia. Jak się nie myle było to w okolicach Nowego Światu. Tylko, że wtedy nie było namiotów.
Pielęgniarki siedziały w dużej sali na pierwszym piętrze. Praktycznie poza tym, że wtedy była zima a teraz mamy lato to nic więcej się nie zmieniło. Nawet sposób wyrażania emocji – czyli walenie plastikowymi butelkami. No i jeszcze jedno! Problem się nie zmienił. A właściwie to nie ma takiego mądrego, który by go rozwiązał. Akurat tak się składa, że wiem bardzo dokładnie jak wygląda praca pielęgniarki. Znam też – niestety – zarobki. I powiem szczerze, dramat. Tylko tak się zastanawiam czy uliczne protesty coś zmienią. Oczywiście dzięki relacjom w TV problem będzie zauważony, ktoś go odnotuje. A co potem? Potem znów będzie szara rzeczywistość. Jedyna nadzieja w tym, że rząd obieca pielęgniarkom pieniądze. A one, prawnymi zapisami, zrobią wszystko by nikt im tego nie odebrał. I tu tracę nadzieję na to, że świat będzie piękny, kolorowy i bez protestów. Bo nie będzie! Bo ktoś coś zmieni w ustawie, bo komuś wpadnie do głowy lepszy pomysł, bo w końcu jakiś magik sam będzie chciał wszystko naprawić. Efekt!!! Znów pojawią się namioty, pielęgniarki i znów po stolicy rozbrzmiewać będzie łomot plastikowych butelek…..
PRosiecki